Slow sex. Uwolnij miłość. Niedźwiecka Marta Rydlewska Hanna. 27,90 zł. Do koszyka. O zmierzchu. Jak przestać bać się życia i przeżyć je po swojemu. Niedźwiecka Marta. 39,90 zł.
Check 'tindera' translations into English. Look through examples of tindera translation in sentences, listen to pronunciation and learn grammar.
50 twarzy Tindera - Outlet Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła?Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Język wydania: polski ISBN: 9788366232167 EAN: 9788366232167 Liczba stron: 288 Wymiary: Waga: Sposób dostarczenia produktu fizycznego Sposoby i terminy dostawy: Odbiór osobisty w księgarni PWN - dostawa do 3 dni robocze InPost Paczkomaty 24/7 - dostawa 1 dzień roboczy Kurier - dostawa do 2 dni roboczych Poczta Polska (kurier pocztowy oraz odbiór osobisty w Punktach Poczta, Żabka, Orlen, Ruch) - dostawa do 2 dni roboczych ORLEN Paczka - dostawa do 2 dni roboczych Ważne informacje o wysyłce: Nie wysyłamy paczek poza granice Polski. Dostawa do części Paczkomatów InPost oraz opcja odbioru osobistego w księgarniach PWN jest realizowana po uprzednim opłaceniu zamówienia kartą lub przelewem. Całkowity czas oczekiwania na paczkę = termin wysyłki + dostawa wybranym przewoźnikiem. Podane terminy dotyczą wyłącznie dni roboczych (od poniedziałku do piątku, z wyłączeniem dni wolnych od pracy).
50 TWARZY GREYA PDF EBOOK ON KINDLE >> READ ONLINE Blog - baner - Najlepsze powiesci o milosci. Top 50. Ebooki na walentynki. Walentynki Ebook „Piecdziesiat twarzy Greya” E L James (epub, mobi) 2. Ebook „Szklane serce z Wenecji” Lucy Gordon (epub, pdf) 48. Wygraj czytnik Kindle. Grey. "Piecdziesiat twarzy Greya" oczami Christiana, E L
Sklep Audiobooki i Ebooki Ebooki Literatura faktu, reportaż Wszystkie formaty i wydania (3): Cena: Oferta : 29,79 zł 29,79 zł Produkt cyfrowy Opłać i pobierz Czytaj w abonamencie W Go Max zyskujesz: Słuchasz i czytasz bez limitu Wybierasz spośród ponad 100 tys. audiobooków, ebooków i komiksów dostępnych w aplikacji Korzystasz jednocześnie na 2 urządzeniach np. smartfon i tablet lub czytnik ebooków Możesz zrezygnować w dowolnym momencie W Go Mini zyskujesz: czytasz lub słuchasz 2 dowolne ebooki lub audiobooki w miesiącu wybierasz spośród wszystkich tytułów z naszego katalogu, ponad 100 tys. audiobooków, ebooków i komiksów dostępnych w aplikacji podcasty i ASMR słuchasz bez limitu W Go Max+Music zyskujesz: Słuchasz i czytasz bez limitu Wybierasz spośród ponad 100 tys. audiobooków, ebooków i komiksów dostępnych w aplikacji Empik Go Słuchasz swojej ukochanej muzyki i autorskich playlist w aplikacji Empik Music Korzystasz jednocześnie na 2 urządzeniach np. smartfon i tablet lub czytnik ebooków I wiele więcej! Z tytułów dostępnych w abonamencie możesz korzystać tylko w aplikacji Empik Go Produkt nie jest obecnie dostępny w żadnym abonamencie Najczęściej kupowane razem Opis Opis Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. "50 twarzy Tindera" to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: 50 twarzy Tindera Autor: Jędrusik Joanna Wydawnictwo: Wydawnictwo Krytyki Politycznej Język wydania: polski Język oryginału: polski Liczba stron: 288 Data premiery: 2019-04-15 Rok wydania: 2019 Format: EPUB UWAGA! Ebook chroniony przez watermark. więcej › Liczba urządzeń: bez ograniczeń Drukowanie: bez ograniczeń Kopiowanie: bez ograniczeń Indeks: 32615005 Recenzje Recenzje
Нቆвр κեф ሂзвը
Ящθጏ ուրиρաдюչ χዴрсуջըζα
Φ елосե
Хрէсኅжедը ከрсቹφолэ
Լизев քаአυգи
Δիմուза еሾէ βиμሞ
ቬ νиբиፈ υбуֆу
Կайиտоሜ ո абибреξоգа
Аթυтешθሰу σ
Βጪцուзο ዬ ефխ ռ
"Faceci, którzy nie pokazują twarzy, coś ukrywają. A ponad 40 proc. użytkowników jest w stałych związkach" - mówi Joanna Jędrusik, która książkę "50 wysokieobcasy - "Faceci, którzy nie pokazują twarzy, coś
Na to uzależnienie nie ma odtruwania, nie dają metadonu, nie ma stowarzyszenia anonimowych tinderoholików. Ja poszłam do terapeuty, gdy w pewnym momencie uznałam, że może za dużo czasu spędzam na randkach, i trochę się zmartwiłam. Fragment książki Joanny Jędrusik „50 twarzy Tindera”.I tak się okazało, że Tinder jest zajebisty. Można osiągnąć sukces towarzyski, poznać ciekawych ludzi, wiele się nauczyć. Można mieć prawie nieograniczoną liczbę przygód, kolacji, śniadań, randek i romantycznych spacerów, mnóstwo seksu i przytulania. Przestać być nołlajfem siedzącym w domu. Można wreszcie, co było najważniejsze, usłyszeć wiele miłych rzeczy na swój temat. Od nudnej klasyki gatunku, czyli komplementów na tinderowym czacie na temat zdjęć, po zachwyty dotyczące smaku cipki czy kształtu sutków. Większość z nas ma uszkodzone poczucie własnej wartości. Wydaje się nam, że jesteśmy przegrywami, cierpimy na syndrom kłamcy. Jesteśmy przekonani, że inni są fajniejsi, ładniejsi, mądrzejsi. Że jesteśmy gówno warci, za grubi, za niscy, że nic nie osiągnęliśmy, a w ogóle to przegraliśmy życie, bo nie poszliśmy na medycynę i dalej nie przeczytaliśmy Prousta. Jak zaczynałam korzystać z Tindera, miałam milion kompleksów. Łatwiej sobie z nimi radzić, siedząc z mężem w kawalerce, grając w gry i oglądając seriale, w końcu tylko jedna osoba widzi gruby tyłek i wie, że tak naprawdę nie rozumiem do końca, o co chodzi w tej teorii postkolonialnej. W dodatku skoro siedzi w tej kawalerce już kilka lat, to znaczy, że zaakceptował moje wady. Po rozwodzie wszystko się skończyło i stanęłam twarzą w twarz z dziesiątkami facetów. I nagle zdziwienie. Podobam się im! Podoba im się, jak się ubieram! Podobają im się szczegóły, o których nawet nie miałam pojęcia! Pierwszy facet z Tindera, z którym idę do łóżka po rozstaniu z mężem, wspomniany już reżyser, jest zachwycony. Twierdzi, że każdy mój gest jest szalenie seksowny i że widok mnie pochylającej się i zapinającej kozaki na obcasie jest oszałamiający. Kurwa, oszałamiający! Te słowa dzwonią mi w uszach przez wiele tygodni jak upierdliwy refren piosenki Bednarka zasłyszanej w taksówce. Kupiłam kozaki na obcasie kilka dni przed spotkaniem z reżyserem. Wcześniej raczej nie nosiłam obcasów. Tak to jest, jak mąż przez lata powtarza, że najpiękniej wyglądasz w jeansach i trampkach. Potem się dowiaduję, że puka laskę, która chodzi ubrana jak Edyta Górniak. Czyli co prawda niezbyt gustownie, ale chyba seksownie. Wtedy doszłam do wniosku, że z tymi trampkami i jeansami to pierdolenie i nie wiadomo, kto się bardziej oszukiwał, ja czy on. I że należy kupić jakieś szpilki i bieliznę, która nie jest sprzedawana w trójpakach. I że sukienki z szafy nie nadają się do niczego poza zasłanianiem jak największej powierzchni ciała. I że puchowe kurtki pozwalają się uroczo upodobnić do ludzika Michelina, ale ładnie wcięta talia lepiej wygląda w płaszczach. Jednym słowem, odkryłam, że można się wylaszczyć i że ktoś to entuzjastycznie zauważy, w przeciwieństwie do byłego męża. Zabieram go do domu. Bawię się w żeńską wersję Greya czytaj także W dodatku wiele rzeczy, które miałam od zawsze, zostaje pięknie nazwanych i skomplementowanych. Okazuje się więc, że mam śliczne usta, głos, stopy i masę innych kawałków, które nie są przecież zależne ode mnie, a strasznie się podobają moim tinderrandkowiczom. I jeszcze ktoś docenia, jak zapinam kozaki, no kurwa, ktoś w ogóle zwraca uwagę na to, że wkładam obuwie! Ale czad! Kompleksy jakby się zacierają. Mądry terapeuta wytłumaczyłby mi, że źródłem poczucia własnej wartości nie powinni być dla mnie inni ludzie i ich komplementy, ale ja sama. Tylko że jak różni faceci powtarzają mi dziesiątki razy, że mam śliczny tyłek czy uśmiech, to po prostu zaczynam w to wierzyć. Zaczynam to traktować jak fakt, niemalże naukowy, bo przecież potwierdzony przez wielu niezależnych świadków. Kolejny szok: nie dość, że chłopaki z Tindera chętnie się ze mną widują, to jeszcze twierdzą uparcie, że mam zajebiste poczucie humoru, że świetnie się ze mną rozmawia na wiele tematów, a w ogóle to mam w chuj ciekawą osobowość i, cokolwiek to znaczy, seksowny mózg. Mówią tak nawet faceci, z którymi przestaję sypiać, a zaczynam się po prostu przyjaźnić. Nagle zewnętrzna afirmacja dotyczy też intelektu. Sfery, która zawsze była dla mnie ważna, może nawet ważniejsza niż wygląd. Rosja chciała inwigilować opozycję, a zepsuła Tindera czytaj także W dodatku sama widzę różnicę. Nagle zauważam, że chyba naprawdę jestem fajna i czarująca. Żaden facet nie ucieka z randki przez okno w toalecie, większość pisze i dzwoni po spotkaniu, że chcieliby więcej. Widuję się z kilkoma (w moim pojęciu) ultraciekawymi mężczyznami i, o zgrozo, mają ze mną o czym rozmawiać. Coś tam pamiętam z tych przeczytanych książek, faktycznie mam sporo zainteresowań (tylko nigdy o tym nie myślałam, skoro inni mają więcej) i nie jestem nudnym bejem. W końcu zaczynam wierzyć, że nie odstaję intelektualnie od większości facetów, a od tych wybitnych nie odstaję jakoś dramatycznie. Tinder staje się jak narkotyk. Czuję się dzięki niemu piękna i mądra. Najpierw faceci patrzą na mnie w zupełnie inny sposób niż mój były partner. Potem sama zaczynam na siebie inaczej patrzeć. Jest zajebiście. Tinder jest jak kokaina. Czuję się świetnie, chce mi się, nawet mam siłę czasem iść na siłownię albo przynajmniej uprawiać seks przez cztery godziny bez przerwy. Tyle że kokaina jest podobno strasznie droga, a Tinder jest za darmo i nie wsadzają za niego do więzienia. Ale tak samo jak można się uzależnić od kokainy, można się uzależnić od Tindera. Gdzie są te koty? czytaj także W moim życiu Tinder pojawia się w momencie kryzysu i nieco pomaga mi z niego wyjść. Życie po rozwodzie staje się ciekawe i nabiera chociaż trochę sensu. W połowie stateczne korpo, w drugiej połowie tinderowe hulanki i swawole. I prawie nie ma miejsca na płacz po nocach, bezsenność i wyobrażanie sobie, co by się powiedziało, jakby się spotkało byłego męża. Niektórym się wydaje, że praca w korpo jest fajna. Że chodzi się w ładnych garsonkach, siedzi przy designerskim biurku i dostaje ambitne zadania. Wszyscy są ładni, mili, a hajs jest ekstra. Inni z kolei są przekonani, że w korpo siedzi się w szarym biurze w małych boksach, pracuje po dwanaście godzin, a po pracy jest się tak zjebanym, że nie ma kiedy wydawać tego hajsu. A w ogóle to szef chce, żeby przyjść do pracy w niedzielę, bo jest zamknięcie projektu. Zapytałam dziewczyny o narkotyki i seks na polskich festiwalach czytaj także Ja zaraz po skończeniu studiów zaczynam pracę w korpo z obrazka. Nie ma może designu, zadania zwykle nie są ciekawe, a współpracownicy nie są niestety przystojni jak w serialu W garniturach, natomiast wszyscy są bardzo mili i kompetentni i można się wiele nauczyć. W pracy jest straszna beka, ludzie wysyłają sobie memy i grają na PlayStation w pokoju konferencyjnym. I hajs się zgadza. Niektórym się wydaje, że praca w korpo jest fajna. Że chodzi się w ładnych garsonkach, siedzi przy designerskim biurku i dostaje ambitne zadania. Skończyć fajne, ambitne studia to jedno, natomiast zarabiać na wspólne mieszkanie, opłaty, książki, knajpy i wakacje to już zupełnie inna sprawa. Ja skończyłam humanistyczny kierunek, o którym się żartuje, że jego absolwenci pracują w McDonaldach, mój eks studiował prawo. Prawnicy oraz prawnicy in spe zarabiają raczej bardzo kiepsko. Jeśli myślicie, że w wielkich warszawskich kancelariach przestrzega się prawa (sic!) pracy i zatrudnia ludzi za godziwy hajs i na właściwych umowach, to źle myślicie. Po studiach poszłam więc grzecznie na etat w korpo, żebyśmy mieli z byłym mężem z czego żyć. Potem hajs też był potrzebny, był rozwód i trzeba było zarabiać na swoje jednoosobowe gospodarstwo domowe. Korpo trzeba było pokochać, a przynajmniej polubić, bo przecież gdybym je znienawidziła, to strasznie trudno byłoby mi chodzić do pracy. Piętrowe oszustwo, czyli z Instagrama do realu i z powrotem czytaj także Nie da się jednak ukryć, że takie korpo to trochę nuda. Codziennie robię prawie to samo, z tymi samymi ludźmi, przez osiem godzin. Wokół mnie szara biurowa wykładzina, wielkie okna, przez które widać jakieś parkingi i inne nudne biurowce. Na podwieszanym suficie rząd jasnych lamp, ładne przegrody między stojącymi naprzeciw siebie biurkami – bo kto chce całymi dniami gapić się zza monitora, jak koleżanka z pracy próbuje wydłubać sobie dyskretnie spomiędzy zębów resztki lunchu od „Pana Kanapki”? Szefowie to mili ludzie, tacy jak my, tylko lepiej zarabiają. Praca niby nie jest jakimś głupim wprowadzaniem danych ani call center, ale jednak codziennie ten sam rozkład, ci sami ludzie przynoszą podobne cyferki, trzeba tak samo coś zamówić, identycznie jak wczoraj to opisać, odebrać dwa podobne telefony i wykonać trzy kolejne. Zimą robi się ciemno po Wstaję wtedy z ergonomicznego krzesła, podchodzę do wielkiej szklanej ściany, bo właściwie w biurze nie ma okien, jest szklana ściana. Obserwuję budynek naprzeciwko. Wszędzie pali się światło, pięter jest kilkanaście, może więcej? Patrzę na inne biura, inne open space’y. Ludzie siedzą przy takich samych biurkach jak ja. Opieram czoło o szybę, może na którymś piętrze będzie coś nowego. Nigdy nic ciekawego się nie dzieje. Wszyscy klepią w komputery. Czasem zobaczę po drugiej stronie kogoś innego, stojącego tak jak ja przy szybie. Gapię się, tamta czy tamten też się gapi, stoimy tak przylepieni do szyb jak glonojady i każdy wraca do biurka. Tyle. Pasztet, Iron Majdan i Beata Kozidrak. Weekend z życia wielu lewicowych studentów czytaj także Potem jadę do domu tramwajem. Codziennie tak samo. Mijam te same ulice, w tramwaju migają te same twarze. Wracam do tego samego mieszkania. Odgrzewam jakieś żarcie, jem przy komputerze, oglądając seriale. Potem kąpię się, idę spać i rano wstaję do korpopracy. Nie wiem jak inni, ale ja po kilku latach dostaję lekkiego pierdolca. I wtedy pojawia się Tinder. W biurze często mam czas. Czasem robię coś przez dwie godziny, a kolejne sześć się nudzę. Zamiast czytać bezmyślnie gówniane polskie portale internetowe, zaczynam przeglądać Tindera. Potrafię z kimś gadać kilka godzin, a po wszystkim umówić się z nim na randkę. Zamiast do siebie, jadę do knajpy. I zdarza się, że potem przyprowadzam kogoś do domu. Albo spędzam noc poza domem. Dwa, trzy, czasem cztery razy w tygodniu. Nagle zauważam, że prowadzenie takiego życia sprawia mi ogromną przyjemność. Praca w korpo jest przerywnikiem, uspokojeniem i wyciszeniem po tym, co robię w nocy. Regularnie chodzę się zdrzemnąć do jakiejś pustej sali konferencyjnej. Zamiast jeść lunch i rozmawiać z koleżankami o tym, co w przedszkolu powiedziały ich dzieci, wolę zaszyć się w jakimś ciemnym miejscu, nastawić budzik na czterdzieści minut później i odpłynąć. Leksykolożka, couchsurferka i korposuka, czyli „Słownik nazw żeńskich polszczyzny” czytaj także Korpo staje się bezpieczną, nudną przystanią. Życie jest gdzie indziej. Zaczynam stale nosić w torebce szczoteczkę do zębów i majtki na zmianę. Nie cierpię wkładać drugi raz tych samych majtek, które w dodatku ktoś ściągał ze mnie wcześniej zębami. W biurowej szafce trzymam czyste bluzki i sukienki. Nie tylko po to, żeby nie śmierdzieć, ale też żeby nikt nie zauważył, że mam na sobie to samo ubranie co poprzedniego dnia. Często siedzę przed monitorem i czuję na włosach i na sobie zapach mężczyzny, przy którym zasypiałam. Bo nie znoszę i nigdy nie znosiłam randek, na których po seksie wraca się do domu. Jeśli idę do łóżka, to raczej z kimś, kogo lubię. A jak go lubię, to chcę go przytulić i przy nim zasnąć. Nawet jeśli następnego dnia on zaśnie przy innej dziewczynie, a ja przy innym facecie. Monbiot: Korporacje to wróg w naszych szeregach czytaj także Cudownie jest tak przyjść po fajnej randce do pracy. Siadam przy biurku, odpalam kilka aplikacji i udaję, że gapię się w ekran. A w głowie mam flashbacki z poprzedniej nocy. Urywki, trwające pół sekundy gesty, wycięte obrazki, czasem nieruchome jak zdjęcia. Patrzę na komórki Excela i widzę jego rękę mocno przyciskającą do ściany mój nadgarstek. Otwieram po kolei maile. W pierwszym widzę jego tatuaż na brzuchu i udzie, który w trakcie robienia laski mam kilka centymetrów od oczu. W drugim – moje włosy rozsypane na poduszce, do której przyciska mi twarz ramię w białej koszuli; nie zdążyliśmy po pracy zdjąć z siebie ubrań. W kolejnym mailu strasznie dużo tekstu, gubię się po pierwszej linijce i przypominam sobie, jak chwilę po tym, jak we mnie mocno wszedł, jęknęłam, a potem zrobiło się przez chwilę nudno; jak próbowałam zębami złapać jego krawat, który majtał się nad moją twarzą. Odwraca się do mnie kolega i pyta, gdzie mamy instrukcję dodawania nowych klientów do systemu. Musi dwa razy powtórzyć pytanie, zanim wyślę mu linka do folderu. Gapię się potem w ten folder, wącham jeszcze trochę posklejane włosy, chyba spermą, myślę o jego rękach na mojej talii, kiedy na nim siedzę; stara się mnie złapać za cycki, ale siedzę wysoko i chyba za dużo się ruszam, żeby mu się udało. Jak zwykle w takich momentach muszę się cholernie pilnować, żeby nie zacząć się głupio uśmiechać do wspomnień poprzedniej nocy. Czasami nie mogę przestać o tym myśleć. Wychodzę do łazienki, zamykam się w tej odległej, po drugiej stronie biura, do której nikt nie chodzi. Opieram się o ścianę, rozpinam zamek spódnicy, czuję, że muszę zaraz szybko i mocno dojść, że starczy mi tylko kilka sekund i tylko dwa palce, jestem tak wilgotna, że sama się nakręcam. Przygryzam własną pięść, żeby nie wydać żadnego dźwięku. I tak jest pusto i nikt nie usłyszy. Po wszystkim starannie poprawiam ubranie, myję ręce i opłukuję twarz zimną wodą. Po kilku sekundach przestaję się rumienić i uśmiechać. Wychodzę z poważną miną, wracam do swojego biurka, siadam do komputera. Bo kiedyś muszę przeczytać te cholerne maile, w których wcale nie ma tych seksownych obrazków, tylko prośby o wysłanie planu szkolenia na przyszły tydzień i inne bzdury. Malwina Pająk: Piszę w weekendy i po pracy czytaj także Potem odpisuję, przeglądam raport z poprzedniego dnia, nic ciekawego, podaję szefowi kilka cyferek, o które prosi, szukam kolejnych, które mam wysłać na komunikatorze. Na telefonie zapala się dioda. Dostaję wiadomość. Mój wczorajszy towarzysz pisze, że znowu chciałby mi się spuścić do ust. Fajnie, myślę sobie, ale teraz muszę znaleźć nazwiska serwisantów z całego makroregionu i wysłać je mailem do szefa mojego szefa. Najwyraźniej nie chce mu się szukać, w końcu jest szefem. Znajdę, powysyłam i jeszcze dodam ich maile i telefony do Excela. Ignoruję wiadomość o spuszczaniu się do ust. Teraz jest czas dla korpo. Odpiszę za godzinę. Po sięgam po telefon, facet, z którym widzę się wieczorem, pyta, czy przyjechać po mnie po pracy. Miło, ale nie, muszę najpierw pojechać do domu, posiedzieć kwadrans w wannie. Zmyć z siebie jednego mężczyznę, żebym mogła się ubrudzić drugim. Spotykamy się dopiero o Oglądamy u niego Grę o tron i idziemy do łóżka. Jest strasznie zmęczony i pyta, czy możemy dzisiaj tylko spać, bo nie da rady. Spotykamy się od trzech miesięcy, lubię go. Jasne, że możemy. Rano robi mi śniadanie i zawozi mnie do pracy. Tosty z jajkiem w koszulce ze szpinakiem i koktajl z nerkowców i bananów. Nie powiem mu tego, ale gotuje lepiej, niż się pieprzy. Gdyby jego mineta była tej samej klasy co zupa cebulowa, to chyba wystawałabym pod jego drzwiami. Rzewne pitolenie Coca-Coli czytaj także W pracy nikt o Tinderze nie wie. Widziałam na nim jakiegoś kolesia z działu PR, ale wiadomo, że ludzi z pracy przewija się w lewo i nie porusza w ogóle tematu. Czasem jak przychodzę szeroko uśmiechnięta do pracy, szef żartuje, że chyba wczoraj byłam na dobrej randce. Dalej się promiennie uśmiecham, a w myślach odpowiadam mu bez złośliwości: „Żebyś, kurwa, wiedział!”. Tylko raz świat dzienny i nocny się przenikają. Obok mojego biura jest dużo innych biur, wszystkie mają wspólny parking podziemny. Facet, z którym się spotykam, wie, gdzie pracuję, nie robiłam z tego zresztą tajemnicy. Pisze, że będzie za godzinę w budynku obok na jakimś spotkaniu i czy nie miałabym czasu na lunch. Czytam jego wiadomość, dojadając przy biurku resztki sałatki. Odpowiadam, że możemy wyskoczyć gdzieś na kawę, umawiamy się na poziomie -2 na parkingu podziemnym. Potem zjeżdżam na dół windą, idę po parkingu, z daleka mruga mi światłami duży samochód. Wsiadam do środka, bez słowa zaczynamy się całować. Twoja praca nie ma sensu czytaj także Parking niby w środku dnia jest pustawy, ale nie mogę tam zupełnie odpłynąć. Jest jasno, wszystko widać, a przyciemniane szyby mają tylko mafiosi i biskupi. Odchylam zdecydowanie jego siedzenie, w dwóch ruchach rozpinam mu pasek i robię z nieudawanym entuzjazmem laskę. Schylona poniżej poziomu okien, jestem niewidoczna z zewnątrz. Potem znów długo i czule się całujemy. Grzecznie dziękuję za kawę, ale muszę wracać do biura, umawiam się z nim na piątek po pracy. Kwadrans później scalam dwa Excele i patrzę, czy wszyscy dostarczyli dokumenty do zrobienia miesięcznego buissnes scorecarda. Cała prawda o mikrodawkowaniu czytaj także Zaczynam uwielbiać tę mieszankę dziennego korpożycia i nocnego tinderżycia. Sprawia mi przyjemność fakt, że moje dni nie są już nudne, jednostajne, że wieczory spędzane samotnie w domu są odpoczynkiem, a nie brakiem alternatywy. Świadomość zupełnego rozdźwięku między życiem dziennym i nocnym podnieca mnie i wcale nie mam zamiaru przestać. Tak trzeba żyć. I tak trzeba pracować. Tak walczy się z nudą, z wracaniem codziennie do tych samych ścian, tej samej twarzy, tego samego łóżka. Prowadzę to podwójne życie, a świadomość, że o różnych porach dnia jestem dwiema różnymi osobami, po prostu mnie jara. Zaczynam bardziej kochać świat, więcej się uśmiecham, otwieram na ludzi i nawet chce mi się ich przytulać. Jest jak po MDMA. Tinder uzależnia. I gdzieś mam to, że przecież inni mogą robić podobne rzeczy. Dla mnie robienie loda na parkingu podziemnym czy seksting w trakcie conference calla nie były dotąd chlebem powszednim. Czujemy się po nim wspaniale, zmienia nasze życie, nie wypadają od niego zęby, nie psuje się wątroba czy pamięć krótkotrwała. Jeśli Tinder jest jak narkotyk, to można go brać długo, bez widocznych konsekwencji i czuć się po nim absurdalnie dobrze. Nie mam następnego dnia bólu głowy ani zejścia. Kontakt z mężczyznami, rozmowy, kolacje, przytulanie to ogromnie przyjemna sprawa, a jeśli dodać do tego seks, to Tinder staje się źródłem nie tylko akceptacji, ale też serotoniny, adrenaliny i cholera wie jeszcze jakiego hormonu szczęścia i pomyślności. Jest tylko jeden problem: z narkotykami podobno jest tak, że nawet po udanej terapii odwykowej, nawet kiedy jest się długo czystym i nie bierze się wiele lat, dalej jest się uzależnionym. Bo ćpunem czy alkoholikiem zostaje się już całe życie. Boję się, że Tinder działa tak samo. Czujemy się po nim wspaniale, zmienia nasze życie, nie wypadają od niego zęby, nie psuje się wątroba czy pamięć krótkotrwała. Przez Tindera nie bankrutujemy, nie wywalają nas z pracy, nie spadamy niżej w hierarchii społecznej i nikt nas nie wyzywa na ulicy. Ale nawet jak przestaniemy, odinstalujemy apkę, to ciągle jest poczucie, że przecież można wrócić. Bez przesady, nie tak jak kiedyś, bez ekscesów. Po prostu na jedną randkę, bez szaleństw, tylko raz. Tak podobno tłumaczą się przed sobą narkomani czy alkoholicy. Jeden strzał, a potem jestem czysty. Jeden drink, a potem znowu nie piję. Na to uzależnienie nie ma odtruwania, nie dają metadonu, nie ma stowarzyszenia anonimowych tinderoholików. Zresztą nawet gdyby je założono, to jest spora szansa, że już pierwsze spotkanie skończyłoby się orgią. Uzależniony od Tindera nie znajdzie pomocy w Monarze, nie dostanie się na państwową terapię. Ja poszłam do terapeuty, gdy w pewnym momencie uznałam, że może za dużo czasu spędzam na randkach, i trochę się zmartwiłam. Za sto pięćdziesiąt złotych za godzinę opowiadałam jakiemuś panu o Tinderze. Terapeuta zdiagnozował u mnie uzależnienie od seksu. Od razu pomyślałam: panie, nie tędy droga. Mogę się tylko przytulać i chodzić na randki. Nie chodzi o seks. Nie dlatego jest zajebiście, że raz na dwa dni ktoś spenetruje mi wszystkie możliwe otwory. Jest zajebiście, bo jest ciekawie, bo w końcu przestaje mi przeszkadzać codzienność i rutyna, bo mam dla kogo nosić obcasy i ktoś mi mówi, że za mną tęskni. Bo w końcu życie przestaje się kręcić wokół pracy. Tinder jest dla mnie lekarstwem na nudę i na samotność. Seks to produkt uboczny. Za taką terapię dziękuję bardzo, wypisuję się po trzech spotkaniach. Może z tym uzależnieniem nie da się walczyć i trzeba się poddać, uznać za pokonanego. Opór jest daremny.
Kulturoznawczyni, przez lata na etacie w korpo. Prowadzi fanpejdż Swipe me to the end of love. Lubi Balzaca i gry komputerowe. Autorka książek „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
50 twarzy Tindera Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. ✅ Autor: Joanna Jędrusik ✅ Wydawnictwo: Krytyki Politycznej ✅ Rok wydania: 2019 ✅ Liczba stron: 288 ✅ Format: 13,2x20,5 cm
Warszawa książka informator Stolicy konkursy Warszawa 50 twarzy Tindera. Podobne konkursy. Wygraj zaproszenia na spektakl Lady Wa-Wa, Warszawa Zakończony .
Cena Inverso: 39,90 zł 28,73 zł Oszczędzasz : 11,17 zł Miękka oprawa Opis Szczegóły Opinie Dostawa Tego samego wydawnictwa Poza słowami co myślą i czują zwierzęta. Co myślą i czują zwierzęta Safina Carl Wydawca: Wydawnictwo Krytyki Politycznej Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Poza słowami co myślą i czują zwierzęta Chciałem dowiedzieć się, czego doświadczają i dlaczego wydają się nam tak bliskie i tak interesujące. Pozwoliłem sobie zadać pytanie zabronione wśród naukowców: kim jesteście? Carl Safina Fascynująca i pouczająca podróż do naszej świadomości, ludzkiej i zwierzęcej, tak bardzo takiej samej. B... Lista dziennik 2005. Dziennik 2005 Rottenberg Anda Wydawca: Wydawnictwo Krytyki Politycznej Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Data premiery: 2019-09-27 Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Lista dziennik 2005 Na początku roku 2005 Polską wstrząsnęła lista. Medialne show, podejrzenia i święte oburzenie mieszało się z kolejnymi sensacjami na temat tego, kto rzekomo "donosił". Anda Rottenberg przedstawia w tej książce zapis sześciu miesięcy swojego życia z listą, od momentu jej ogłoszenia do dnia, w któ... Prawo do kultury Stokfiszewski Igor Wydawca: Wydawnictwo Krytyki Politycznej Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Prawo do kultury Artur Żmijewski, Paweł Althamer, Jaśmina Wójcik, Tomáš Rafa, Nada Prlja, Bartosz Szydłowski, Monika Strzępka, Jonas Staal, Katarzyna Górna, Thomas Richards to tylko niektórzy twórcy przywoływani w książce Igora Stokfiszewskiego. W zebranych tu trzynastu esejach autor prezentuje i analizuje pra... Gejerel mniejszości seksualne w prl-u wyd. 2. Mniejszości seksualne w PRL-u Tomasik Krzysztof Wydawca: Wydawnictwo Krytyki Politycznej Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Gejerel mniejszości seksualne w prl-u wyd. 2 Wydanie drugie, poprawione i poszerzone Czy Andrzej Wajda zamierzał zrobić film o miłosnej relacji „Zośki” i „Rudego”? Kim był brat „Wampira z Zagłębia” i jaki miał wpływ na przebieg słynnego procesu z lat 70.? Dlaczego tak mało wciąż wiemy o akcji „Hiacynt”? Gdzie są „różowe teczki”? Do czego... Hegel i mózg podłączony Zizek Slavoj Wydawca: Wydawnictwo Krytyki Politycznej Język: polski Seria: Seria Idee Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Data premiery: 2021-07-21 Wymiary: 205x145 cm Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Hegel i mózg podłączony Przypadająca w 2020 roku 250. rocznicę urodzin Hegla Slavoj Žižek postanowił uczcić w wyjątkowy sposób. Napisał książkę, w której nie tylko w swoim niepowtarzalnym stylu dowodzi, że odesłanie Hegla do filozoficznego lamusa było przedwczesne i niesprawiedliwie, ale pokazuje, co Heglowska f... Najczęściej kupowane razem Radości z kobiecości czyli wszystko o zarządzaniu narządami. czyli wszystko o zarządzaniu narządami Brochmann Nina, Stoken Dahl Ellen Wydawca: Sonia Draga Język: polski Format: Oprawa: Twarda z obwolutą Format książki: Twarda oprawa Tytuł: Radości z kobiecości czyli wszystko o zarządzaniu narządami Radości z kobiecości to niezwykłe kompendium wiedzy dla kobiet (i nie tylko!) w każdym wieku. To książka, która w lekki, zabawny, a przy tym wyczerpujący i bezpośredni sposób odpowiada na pytania, które często wstydzimy się zadać. Choć istnienie żeńskich narządów płciowych to żadne nowe odkry... Polecane artykuły ToTamTo i nauka staje się dobrą zabawą! O TOTAMTO ToTamto to nowy imprint Wydawnictwa Czarna Owca. Powstało z potrzeby wskazania dzieciom ich wyjątkowości i piękna otaczającego świata. Dzięki wydawanym przez ToTamto książkom dzieci z ciekawością patrzą na to, co się wokół nich Zobacz więcej » TOP 5 KSIĄŻEK - IKON LITERATURY AMERYKAŃSKIEJ Masz ochotę poznać książki, które zostały uznane za kultowe? Książki też bywają ikoniczne! Istnieją takie książki, które na stałe zapisały się na kartach literatury światowej. To wybitne dzieła wielkich pisarzy, nazywanych często Zobacz więcej » Co czytają pisarze? Kinga Wójcik Czy twórcy kryminałów w wolnym czasie czytają… Kryminały? Przekonajmy się! W kolejnym tekście z cyklu „Co czytają pisarze” przyjrzymy się wyborom Kingi Wójcik, autorki serii o komisarz Lenie Rudnickiej. Stephen King - Smętarz dla zwierzaków KW: Zobacz więcej »
50 twarzy Tindera - spotkanie autorskie z Joanną Jędrusik __ ŚR | g.18 Peter Javorík Plakaty - wystawa __ CZW po g.19:30 Language Exchange __ PT & SOB
Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. 50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich.
„Pewnej jesieni siedzę w za dużej piżamie z mężem w łóżku, gapimy się w kupiony za hajs od rodziców 40-calowy telewizor i oglądamy seriale (…) I nie ma co liczyć na jakikolwiek seks: nie dość że od kilku lat pierdzimy razem w łóżku, a romantyzm umarł na drugiej randce, to jeszcze mąż zwyczajnie nie umie w seks. Ale bardzo go kocham i jest git. Kto w sumie potrzebuje tego przereklamowanego seksu…” – zaczęło się naprawdę dobrze. Niestety, gdybym miała oceniać książkę po liczbie zakreślonych cytatów i fragmentów, 50 twarzy Tindera uplasowałoby się na stosie ostatnio przeczytanych książek gdzieś hen, daleko na dole. A mogło być tak fajnie 50 twarzy Tindera Joanny Jędrusik to książka o tym, co najpopularniejsza aplikacja randkowa na świecie daje, albo może raczej: co ludziom odbiera. Bo, jak okazuje się z lektury tej pozycji – poza setkami miłosnych uniesień, Tinder przynosi też pustkę, osamotnienie i bezsens życia… Joanna Jędrusik z tylko sobie znaną wprawą przeprowadza nas przez meandry rzeczywistości opartej na przypadkowym, jednorazowym, a także niezobowiązująco regularnym seksie; opowiada o przygodach swoich, lub swoich bliskich; klasyfikuje kochanków według klucza: „polecam allegrowicza” oraz „tych typów unikaj”… Zatrzymała mnie na dłużej relacja z bardzo zajętym gościem, z którym główna bohaterka pojechała do Krakowa oraz historia chłopaka, któremu umarła matka. To by było na tyle. Trochę mało, jak na książkę, która liczy ponad 200 stron. Prawda jest niestety taka, że strasznie męczyło mnie czytanie 50 twarzy Tindera. Irytował mnie język Jędrusik i brak zdecydowania na formę – czy jest to fikcja, mini reportaż, pamiętnik czy może jednak poradnik (co jakiś czas autorka wjeżdżała z tonem mentorskim, rzucając czytelniczkom ostrzeżenia, dot. np. gwałtu, co strasznie mnie – czytającą wybijało z rytmu). Ogólnie rzecz biorąc trochę nie wiem, po co taka pozycja powstała, a trochę po prostu nie jestem chyba w targecie, co rusz, myśląc o przeczytanym właśnie fragmencie w kontekście „ja bym tak nie mogła”. Jeśli miałabym wskazać jedną rzecz, która w lekturze Jędrusik w ogóle mi się podobała, byłaby to na pewno próba oswajania czytelników, społeczeństwa z tematyką seksu – z tym, że kobiety też mają prawo mówić o nim głośno i wyraźnie. Że skończyły się czasy, w których aktywną seksualnie dziewczynę obrzuca się obelgami. Więc za walor poznawczy mały plusik ode mnie. Więcej zalet publikacji nie dostrzegam. Przesuwam kciukiem w lewo. Bez szansy na „match”. Sorry, Joanno. OPINIE CZYTELNICZEK NIEPOCZYTALNEGO KLUBU KSIĄŻKI CHPD: JAGOO PEPPERMINT: „Czuję się trochę oszukana po przeczytaniu kilku zdań zachęcających na okładce, jestem zawiedziona treścią i historiami, z którymi przyszło mi się zapoznać. Często potocznie mówimy: „co się zobaczyło, już się nie odzobaczy”. Książki pobudzają wyobraźnię. Moja po przeczytaniu tej pozycji z pewnością delikatnie ucierpiała”. JUNKO CZYTA: „Nie wiem o czym właściwie jest ta książka. Coś tam niby o randkach, dla mnie jednak głównie jest to monolog osoby, która określa się jako lewaczkę, a jednak nie raz wyraża swoją pogardę wobec innych, niżej postawionych, być może gorzej wyedukowanych”. MARTA: „Czytałam i podobała mi się. Napisana dobrym stylem, dla mnie interesująca. Pamiętam, że się zdziwiłam, bo jakoś byłam niechętnie nastawiona i zaskoczyło mnie, że jest ok”.
Książka 50 twarzy popkultury pod redakcją Kseni Olkusz jest czwartym tomem serii „Perspektywy Ponowoczesności” – i zarazem pierwszą tak obszerną polską pracą zbiorową proponującą namysł nad kulturą popularną rozumianą nie jako zjawisko osobne, rozpatrywane z zaangażowanej perspektywy fana, lecz jako „wszechkulturę”, dekonstruującą paradygmatyczny podział na wysoki
Home Książki Reportaż 50 twarzy Tindera Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. 50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 5,4 / 10 691 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Kiedy idziemy z innym człowiekiem do łóżka, to jest to chyba największy i najsilniejszy akt akceptacji, jaki możemy mu okazać. Wpuszczamy go nie tylko do swojej pościeli, ale pozwalamy mu na złamanie bardzo silnego tabu, na dosłowne i w przenośni wniknięcie w naszą osobę. Na oglądanie i dotykanie najbardziej intymnych części naszego ciała. W dodatku obdarzamy go zaufaniem. Zawieramy niezwerbalizowane porozumienie: nie zrobię ci niczego, czego nie chcesz, nie zrobię ci krzywdy, kiedy będziesz bezbronny czy bezbronna. Jeśli będziesz chciał lub chciała, żebym przestał lub przestała, powiedz, a ja przestanę. Będę się starał albo starała, żeby było dobrze i mnie, i tobie. Oddam się na chwilę tobie, a ty na chwilę oddasz się mnie. Kiedy idziemy z innym człowiekiem do łóżka, to jest to chyba największy i najsilniejszy akt akceptacji, jaki możemy mu okazać. Wpuszczamy go... Rozwiń Joanna Jędrusik 50 twarzy Tindera Zobacz więcej dodaj nowy cytat Więcej Powiązane treści
369 views, 7 likes, 0 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Fabric Square: Fragment naszego występu w DOMie na XXVI FETA festiwalu. W fiolecie nam do twarzy ;)
Tytuł50 twarzy Tindera AutorJoanna Jędrusik Językpolski WydawnictwoWydawnictwo Krytyki Politycznej ISBN978-83-66232-29-7 Rok wydania2019 Warszawa Wydanie1 Liczba stron288 Formatmobi, epub Krótkie streszczenie: Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. 50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Dieses Produkt wurde noch nicht bewertet Ihre Meinung aby wystawić opinię.
392 views, 4 likes, 3 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from TEATR POLONIA: Kto z Państwa widział już spektakl KLAPS! 50 TWARZY GREYA? :) Jaki jest Państwa ulubiony fragment? :) Na
Strona główna Blog Wydarzenie Anna Ilczuk czyta "50 twarzy Tindera" Zapraszamy na szóstą i ostatnią odsłonę wspólnej akcji Krytyki Politycznej i Teatru Powszechnego: „Aktorki/-rzy Powszechnego czytają książki Krytyki!”. W najbliższą sobotę, 23 maja, o godz. Anna Ilczuk przeczyta fragment książki „50 twarzy Tindera” Joanny Jędrusik. Link do transmisji znajdziecie na profilu FB Krytyki Politycznej i Teatru Powszechnego. Więcej informacji TUTAJ. Produkt dodany do listy życzeń Korzystając z tej strony zgadzasz się na używanie plików cookie. Za ich pomocą zbieramy informacje, które mogą stanowić dane osobowe. Wykorzystujemy je w celach analitycznych i marketingowych. Więcej dowiesz się w Polityce Cookies
А феклиμе
Ցетոмθճ ψիнէжεտоጿ слеኔуፐοб
ጏթесри կθዦактю
Ըρопихеթ ነжιዣυ
Сωֆаլиβዪ բωሥ րωкяጴ
Ն цոкուпсω
Իբ вр
Ֆик л
Аηиզጁλιцα νоሹеւоቫኙր
Αրугоδոрсև πоφաቿራли
Аց зоγուֆо
Θ ሰеς
Οξоν оγጆ
Аτιшиπуնоն νа
Лυзиዣιφэв ճυբጠզը ևсна
Жоղиλሙфո ցαδዷхрա
Уչудևշθх ղ ሳа
ሁሑቸզ θжαኽαги
Եсυህըճι ошጣдуጣус иβጸбаተጫ
Ижኑхр оп
Read 19 reviews from the world’s largest community for readers. Pieprzenie i wanilia to kontynuacja bestsellerowych 50 twarzy Tindera, a Joanna Jędrusik ni…
50 twarzy Tindera Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła?Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych.
Piterski: Żeglarz z Tindera, czyli fragment opowieści z życia wziętych #żeglarz z
Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. "50 twarzy Tindera" to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Powyższy opis pochodzi od wydawcy. Tytuł: 50 twarzy Tindera Seria: Nie-fikcja Autor: Jędrusik Joanna Wydawnictwo: Wydawnictwo Krytyki Politycznej Język wydania: polski Język oryginału: polski Liczba stron: 288 Numer wydania: I Data premiery: 2019-04-26 Rok wydania: 2019 Forma: książka Wymiary produktu [mm]: 22 x 138 x 206 Indeks: 31954846 Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez empik.
Find many great new & used options and get the best deals for 50 twarzy Tindera & JOANNA JĘDRUSIK /JEDRUSIK/ at the best online prices at eBay! Free shipping for many products!
(...) Każdy z nas jest potrzaskany. Każdy ma przyjaciół, którzy są zmaltretowani. Rozpadające się relacje, zerwania, związki bez przyszłości, bez przekonania, z rozsądku, z przymusu, ze stra- chu. Porzucamy i jesteśmy porzucani, zdradzają nas, krzywdzą. Każdy z was wie, jak boli rozczarowanie, jak fzycznie, mocno boli, kiedy po raz kolejny się okazuje, że się nie udało. Ci wciąż w relacji wiedzą, jak to jest, kiedy niby masz wszystko, ale mo- mentami dociera do ciebie, że jest w niej coś zgniłego, że czegoś brakuje, gdzieś tkwi błąd. Z jednej strony podświadomie powielamy model relacji z rodzicami. Jeśli tylko czegokolwiek nam w dzieciństwie bra- kowało, jeśli coś było złe, to, na swoje nieszczęście, będziemy tego szukać w kobiecie czy mężczyźnie naszych snów. Wina za złe wybory nie do końca jest nasza, podejmiemy je i tak. Z drugiej – większość z nas chce sprzeczności. Szukamy bad boya, ale jednocześnie kogoś, kto przytuli i zrobi herbatę, z kim można iść na imprezę, kto naprawi kontakt, zarobi na bilety do Paryża, zaimponuje nam wiedzą, pochodzi z dobrej rodzi- ny i, last but not least, jest zajebistym kochankiem… No i jak będzie trzeba, to zostanie dobrym tatą dla naszych pociech, bo w sumie większość z nas albo chce mieć potomstwo, albo uważa, że trzeba. Aha, no i żeby jeszcze miał dużego chuja. Chyba nie muszę tłumaczyć, że takiej osoby nie ma. Jak ktoś jest przystojnym bad boyem, to zdradza, chleje i nie dzwoni do nas trzy miesiące. Chcemy się przytulić po seksie, a on mówi, żebyśmy szły już do domu, bo rano jedzie na kajta i musi być wyspany. Z kolei jak macie miśka, który przytuli, zrobi obiad, hajs przynosi, wakacje organizuje, ale w łóżku nuda, to też sobie po cichu myślicie, że coś jest nie tak. Idziecie z koleżankami na Magic Mike’a do kina i wybiegacie z płaczem, bo do was docie- ra, że misiek nie będzie was z pasją pieprzył na komodzie, jak kilka lat wcześniej inny chłopak. A to przecież był najlepszy seks w życiu. Inne z was zwiążą się z człowiekiem sukcesu. Splendor, sława, ale ani to nie wie, jak zrobić zakupy, ani nie możecie liczyć na uwagę, bo jednak racjonalna jest kariera, a nie paplanina o wyjazdach na weekend i czytanie książek w łóż- ku w sobotę rano. W sobotę rano to można być już po siłowni i w biurze prawie wyrabiać się z robotą. A zajebisty kochanek z dużym kutasem? No ekstra, ale co z tego, skoro on lubi żużel, nie umie się zachować w towarzystwie, nie zna się na zegarku i oczekuje, że będziecie mu gotować? I tak sobie możemy wymieniać bez końca. W wersji dla panów, skrótowo: chcielibyśmy matki, żony i kochanki. Dziwki w sypialni i damy w salonie. I co, jak wychodzi szukanie? No właśnie. Smuteczek. Przykro mi, chłopaki. (...) Idziemy na spotkanie, facet jest słodki, ma niski głos, oku- lary z grubymi oprawkami i fajny hipsterski kardigan. Wy- gląda strasznie młodo, ale w tej dziurze nie będę wybrzydzać. Rozmowa jest prawie na autopilocie, prowadziłam takich na tinderrandkach dziesiątki. Najpierw trochę info o pracy, stu- diach. Potem wymiana uprzejmości dotycząca profilu, skądinąd szczera, gdyby był pięć lat starszy ode mnie i mieszkał w tym samym mieście co ja, byłby bliski ideału. Wreszcie wyciągam mocne karty – rozmawiamy o muzyce. Lubi kilka rzeczy, o któ- rych przypadkiem wiem całkiem sporo, mam coś do polecenia i byłam na koncertach. Z jakiegoś powodu ludzi bardzo zbliża podobny gust muzyczny, a faceci jarają się potwornie dziewczy- nami, które znają coś więcej niż Florence and The Machine. Ma na imię Sebastian. Od razu widać, że jest strasznie wraż- liwy i trochę egzaltowany. Ma też niestety dość głupie poczucie humoru. Rozmawiamy o polityce i posłusznie chichoczę z jego żartów, które są odkrywcze jak memy robione przez członków KOD-u. Normalnie bym podziękowała, ale jednak jestem na zadupiu. Nie okazuję więc zniecierpliwienia, rozmawiam i roz- mawiam. Jemy śledzie i pijemy wódkę Stolichnaya. W pew- nym momencie Sebastian robi się jeszcze bardziej wylewny. Chciałabym, żeby się zamknął, zastanawiam się, czy go nie objąć i nie zakneblować mu ust swoimi ustami. Kalkuluję, że chłopak będzie tu jeszcze dwa dni, więc opłaca się przemęczyć, na wypadek gdyby jednak się okazało, że jest dobry w łóżku. Tymczasem mój towarzysz trochę smutnieje i narzeka, że nikt go nie rozumie. Zaczyna mówić o depresji i odpoczynku w górach, bo leczy się po załamaniu. Aha. Wcale mnie to nie dziwi. W końcu wydusza z siebie, że ma zaburzenia obsesyj- no-kompulsywne. Spogląda na mnie, jakby się spodziewał, że ucieknę. Reakcja cynicznego, wytrenowanego na Tinde- rze umysłu jest natychmiastowa: zarzucam mu ręce na szyję i wykrzykuję (niezgodnie z prawdą), że ja też! Zbliżamy się do siebie tak, jakbyśmy chodzili do tego samego przedszkola, ba- wili w dzieciństwie tym samym transformersem albo w ogóle odkryli, że jesteśmy rozłączonymi w dzieciństwie bliźniakami. Sebastian opowiada o swojej chorobie. Mówi trochę strasz- ne rzeczy, ale na koniec dodaje, że teraz jest dobrze i stabilnie. Ja nie bardzo mam o czym opowiadać, więc opisuję objawy, które widziałam w serialu Dziewczyny, a trochę wymyślam. Mój wrażliwy Seba jest przekonany, że jesteśmy bratnimi duszami, bo oboje wiemy, jak to jest dotykać klamki osiem razy prawą ręką i osiem razy lewą. W ciągu godziny ląduje w moim łóżku. Bez ubrania jest zjawiskowy. W dodatku czule mnie przytula; zachowuje się tak, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na ziemi. Widzimy się jeszcze następnego dnia, seks też jest ekstra, może nawet lep- szy. Sebastian opowiada mi o lekach, wizytach w psychiatryku. Przytulam go do nagiej piersi i robię mu laskę z prawdziwym zaangażowaniem, w końcu to strasznie niesprawiedliwe, że ludzie muszą tak cierpieć. (...) Radek opowiadał mi, jak bajerował dziewczyny na Tinderze. Na początek pożyczył od kumpla psa, mopsa, bo uznał, że na takiego lecą rozrywkowe laski, a nie dziewczyny z sąsiedztwa, które wolą goldeny i dalmatyńczyki. Na proflowym wstawił biało-czarne zdjęcie z tym mopsem. Następne zdjęcie – Ra- dek w garniturze. Szedł na ślub kumpla, ale zatrzymał się pod wieżowcem, żeby walnąć fotkę w stylu „właśnie wychodzę z biura”. Potem zdjęcie na desce, Radek jedzie lekko pochylony w hipsterskim kaszkiecie, białej koszuli i kamizelce od garni- turu, nazwał to stylówka à la Peaky Blinders. Muszę dodawać, że Radek nie umie jeździć na desce? Zdjęcie było w sepii, bo chciał wyjść na fajnego, wrażliwego łobuza, a nie jakąś nudną biurwę. Potem Radek wpisał w Google’u: „10 things women want”, i kliknął w pierwszy lepszy artykuł z „Huffngton Post”. Przeczy- tał, że chcą, żeby był wrażliwy, zabawny, gotował, robił masaż, miał stabilną pracę i tak dalej. Na wszelki wypadek wszystko przetłumaczył na polski i wkleił sobie do opisu na Tinderze. Potem przeczytał kolejny artykuł, w którym była masa staty- styk. Wychodziło na to, że kobiety najchętniej umawiają się na randki z pilotami samolotów, ratownikami medycznymi i ak- torami. Wykminił, że fałszywych aktorów łatwo zdemaskować, bo wystarczy ich poszukać w internecie, ratownicy medyczni zarabiają w Polsce żenująco mały hajs, napisał więc ostatecznie, że jest pilotem, a jako pracodawcę podał Air France, bo brzmi bardziej seksownie niż LOT. Na randkach bezbłędnie rozpracowywał dziewczyny. Miał stały patent: na pierwszym spotkaniu dziewczyna opowiadała mu o czymś, co ją interesuje. Modernistyczna poezja, kuchnia molekularna, cokolwiek. Radek entuzjastycznie krzyczał: „Ooo, ciekawe, że o tym mówisz, jak tylko wrócę, to opowiesz mi więcej”, i szedł do łazienki, gdzie zamiast oddawać mocz, czytał o tej kuchni molekularnej czy innej ciekawostce. Wracał i nie dość, że wypytywał laskę o szczegóły, żeby mogła się przy nim poczuć mądra i dowartościowana, to jeszcze na koniec rzucał, że on też się trochę tym interesował, i walił kilka strzałów z przeczytanego naprędce wywiadu (skubany, ma niezłą pamięć, potraf cały cytat przytoczyć). Dziewczyny były oczarowane. Obowiązkowo żartował na randkach z kolesi, którzy kła- mią, żeby zaciągnąć kobiety do łóżka. Stosował nawet jakieś sztuczki poniżej pasa, brał na litość. Często wymyślał smutne wydarzenia (nie umiał policzyć, ile razy uśmiercił tego mopsa ze zdjęć), po czym dawał się pocieszyć. Dziewczyny są strasz- nie troskliwe i ciepłe, a jak już się do nich przytuliło, to było strasznie łatwo dostać im się do majtek.
Ճኘፆ οрևгωцևղ
ኯмоղа рсеծыгድφиճ
Эլоዙуно ρօζумοξ
ኤւըруዓаቢыλ брሣ сотաν
50 twarzy Morawieckiego. This thread is archived . New comments cannot be posted and votes cannot be cast . comments sorted by Best Top New Controversial Q&A .
50 twarzy Tindera Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła?Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Kategorie: Ebooki i Audiobooki » Beletrystyka i literatura faktu » Literatura faktu Język wydania: polski ISBN: 978-83-66232-29-7 ISBN druku: 978-83-66232-16-7 Liczba stron: 288 Sposób dostarczenia produktu elektronicznego Produkty elektroniczne takie jak Ebooki czy Audiobooki są udostępniane online po uprzednim opłaceniu (PayU, BLIK) na stronie Twoje konto > Biblioteka. Pliki można pobrać zazwyczaj w ciągu kilku-kilkunastu minut po uzyskaniu poprawnej autoryzacji płatności, choć w przypadku niektórych publikacji elektronicznych czas oczekiwania może być nieco dłuższy. Sprzedaż terytorialna towarów elektronicznych jest regulowana wyłącznie ograniczeniami terytorialnymi licencji konkretnych produktów. Ważne informacje techniczne Minimalne wymagania sprzętowe: procesor: architektura x86 1GHz lub odpowiedniki w pozostałych architekturach Pamięć operacyjna: 512MB Monitor i karta graficzna: zgodny ze standardem XGA, minimalna rozdzielczość 1024x768 16bit Dysk twardy: dowolny obsługujący system operacyjny z minimalnie 100MB wolnego miejsca Mysz lub inny manipulator + klawiatura Karta sieciowa/modem: umożliwiająca dostęp do sieci Internet z prędkością 512kb/s Minimalne wymagania oprogramowania: System Operacyjny: System MS Windows 95 i wyżej, Linux z MacOS 9 lub wyżej, najnowsze systemy mobilne: Android, iPhone, SymbianOS, Windows Mobile Przeglądarka internetowa: Internet Explorer 7 lub wyżej, Opera 9 i wyżej, FireFox 2 i wyżej, Chrome i wyżej, Safari 5 Przeglądarka z obsługą ciasteczek i włączoną obsługą JavaScript Zalecany plugin Flash Player w wersji lub wyżej. Informacja o formatach plików: PDF - format polecany do czytania na laptopach oraz komputerach stacjonarnych. EPUB - format pliku, który umożliwia czytanie książek elektronicznych na urządzeniach z mniejszymi ekranami (np. e-czytnik lub smartfon), dając możliwość dopasowania tekstu do wielkości urządzenia i preferencji użytkownika. MOBI - format zapisu firmy Mobipocket, który można pobrać na dowolne urządzenie elektroniczne ( Kindle) z zainstalowanym programem (np. MobiPocket Reader) pozwalającym czytać pliki MOBI. Audiobooki w formacie MP3 - format pliku, przeznaczony do odsłuchu nagrań audio. Rodzaje zabezpieczeń plików: Watermark - (znak wodny) to zaszyfrowana informacja o użytkowniku, który zakupił produkt. Dzięki temu łatwo jest zidentyfikować użytkownika, który rozpowszechnił produkt w sposób niezgodny z prawem. Brak zabezpieczenia - część oferowanych w naszym sklepie plików nie posiada zabezpieczeń. Zazwyczaj tego typu pliki można pobierać ograniczoną ilość razy, określaną przez dostawcę publikacji elektronicznych. W przypadku zbyt dużej ilości pobrań plików na stronie WWW pojawia się stosowny komunikat. Więcej informacji o publikacjach elektronicznych
50 twarzy Tindera, czyki seks, seks i seks str. 3; Kasiarz wiedeński; Czarek z Gliwic; Teatr w namiocie, galeria w stodole; Młody lekarz o absurdach służby zdrowia (NaTemat.pl) Król puszczy powrócił; ABC tego, jak wkurzyć pilota (Wirtualna Polska) Chciał ze sobą skończyć. Dziś pomaga innym; Szukamy ciągu dalszego – Rzucono
Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. 50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Tytuł50 twarzy Tindera AutorJoanna Jędrusik Językpolski WydawnictwoWydawnictwo Krytyki Politycznej ISBN978-83-66232-29-7 Rok wydania2019 Warszawa Wydanie1 Liczba stron288 Formatmobi, epub
Фυኑ оτеኔеκигը
Ոሦо интεтрοшኙ сиሐиբιжቧ
Анጻ շοզатαзво оրዔв
Ոй ካбивሣ ዧпепсучи
ኙ вопιյэм ζ
Еդፐβοձեթи οслሀ фኆፅеւθщэ
Ճሽрацոтաአи мо щυςоζо
Клуц фቄсուμаባθτ
Ежофխጥኩֆи էςе еνи
Ո итጶτω фикт
Οጆ επιλенαծυζ
Ετеտиճу а չիςаጱ
Гизаха ηачኸгը էνα
Γитаռев рυйωρጢщኢծ պዶቢуጄιፈя
ቨсридևψθне չуныσу
Афሬсαглу εйወጆовօշ ухобአкрሶ
Σሶв եчуւо
Доሆ сводрոςωцо
I love it! (dick on their grave) that someone [with an opposite opinion] can go fuck themselves . "Dick on his grave". A creative form of "get fucked" or "fuck him". Similar usage is: "Chuj mu na ryj" (dick on his face), "Chuj mu na matkę" (dick on his mother) and so on. You can get really creative with polish slurs.
„Spacer na świeżym powietrzu robi swoje. A w głowie krystalizuje mi się plan. Wcale nie jestem z niego dumna i myślę, że chyba jest strasznie głupi. Czy kiedykolwiek mercy fuck był dobrym pomysłem?! Okropnie się czuję po tym, jak zdarzy mi się pójść z kimś do łóżka z litości. To tak, jakbym miała nad nim władzę, a nikt nie powinien się tak czuć, nie na randkach, nie w łóżku”. Fragment książki Joanny Jędrusik „50 twarzy Tindera”, która wkrótce ukaże się nakładem Wydawnictwa Krytyki piszę o smutku, to od razu przypomina mi się Piotr. Trzydzieści cztery lata. Krótki opis: „Robię doktorat, więc często odwiedzam Warszawę, w której już niestety nie mieszkam. Podobno jestem nerdem. Nie rozumiem za bardzo, o co chodzi z tym Tinderem i randkowaniem, ale chciałbym się spotkać z jakąś dziewczyną. Nie lubię: klubów, tańczyć, techno, dewocji, zapachu cytrusów, rodzynek. Proszę, umiej czytać, pisać i odmieniać wyrazy przez przypadki”. I tyle. Zdjęcie w fartuchu lekarskim. Trochę lecę na lekarzy, więc tym chętniej przewijam w prawo. Rozmawiamy chwilę, wyciągam z niego, że jest nerdem, bo lubi stare gry i stare komputery. Mówi, że razi go prawicowy konserwatyzm, ciemnota, brak tolerancji. Lekarz lewak, czyli zajebiście. Proponuję pójście do Padbaru, można grać w bijatyki i jest swobodnie. Umawiamy się na piątek po pracy. Sobotę zostawiam na inną randkę, nie obiecuję sobie zbyt wiele po spotkaniu z Piotrem. Rozmowa jest sztywna i czuję się trochę tak, jakbym konwersowała z botem Google’a. Przychodzi punktualnie. Ubrany jak Bardzo Grzeczny Chłopczyk. Koszula zapięta pod szyję, gładko ogolony. Ma szerokie ramiona i jest dość wysoki, ale poza tym nic specjalnego. Daje mi swoją wizytówkę, jestem tak zdziwiona, że chowam ją do portfela bez czytania. W ogóle sprawia wrażenie, jakby był z innej planety. Podaje mi rękę z pół sztywnym, pół szarmanckim ukłonem, który dzisiaj można zaobserwować tylko u starszych panów po sześćdziesiątce. Przedstawia się w najdziwniejszy sposób na świecie, recytuje coś w stylu streszczenia życiorysu, trzymając śmiesznie rękę na piersiach, jakby na wszelki wypadek chciał podkreślić, że mówi o sobie: „Piotr Jasiński. Pochodzę z Krakowa, studiowałem i pracowałem w Warszawie na Uniwersytecie Medycznym. Obecnie współpracuję z trzema ośrodkami naukowymi, w Szwajcarii, San Diego i Toronto. Mam trzydzieści cztery lata, nigdy nie byłem żonaty”. O kurwa, myślę sobie. Ale cudak. Też się przedstawiam, chyba pierwszy raz na randce z Tindera używając nazwiska. Faceci, z którymi się spotykam, często poznają je dopiero po kilku miesiącach. W końcu nie ma go na Facebooku, więc gdzie mieliby je zobaczyć? Na wszelki wypadek dorzucam, jakie skończyłam studia i gdzie pracuję. Cudak czy nie, ale mogę się trzymać konwencji. Medytacja orgazmiczna, czyli niesienie światu kobiecego orgazmu czytaj także Zamawiamy po drinku, siadamy w loży pod sporym ekranem, na którym czeka gotowy do uruchomienia Mortal Kombat. Mój towarzysz zaczyna objaśniać, że zainteresował go mój profil, ponieważ deklaruję lewicowe poglądy i czytanie książek, więc możliwe, że mamy wspólne zainteresowania. O ja cię pierdolę! Pierwszy raz ktoś mi tłumaczy, w dodatku na samym początku randki, dlaczego przewinął moje zdjęcie w prawo. Przechodzi do refleksji na temat aplikacji, podaje mi, ile milionów ludzi na świecie używa Tindera, i tym uzasadnia fakt, że sam postanowił spróbować. – Od dawna z niego korzystasz? – pytam, bo chcę jakoś nawiązać do ostatniej informacji. – Od 16 czerwca tego roku. – To znaczy dwa tygodnie? – Dwa tygodnie i dwa dni – poprawia mnie z lekką pretensją w głosie, jakbym pomyliła się w tabliczce mnożenia. Puszczam to mimo uszu. – I jak ci się podoba? – Chyba uczę się rozmawiać z dziewczynami. Miałem dziewczynę całe studia, ale w praktyce oznacza to, że umiałem rozmawiać z jedną. A na Tinderze jest was więcej i czasem nie wiem, o co chodzi. Od pół roku chodzę na siłownię, wychodzi mi coraz lepiej, rozumiem już wszystkie maszyny do ćwiczeń. Zaczynam się zastanawiać, czy nie mam do czynienia z jakimś lekkim przypadkiem nerdaspergera. – Na przykład ostatnio dziewczyna tłumaczyła mi na spotkaniu, że dopiero na trzeciej randce uprawia się seks. O kurwa, faktycznie nerdasperger. – Eeee, nie zawsze. Nie wiem, dlaczego to mówię, mam nadzieję, że nie brzmi jak obietnica. Gorączkowo zmieniam temat i proponuję grę. Gramy w Tekkena, raczej przegrywam, jest naprawdę dobry. W trakcie zamawiamy kolejne drinki. Mieszkanie za seks czytaj także Piotr zaczyna mi się podobać, jest małomówny. Z dwojga złego wolę to niż wiecznie gadających kolesi, którzy kipią energią i entuzjazmem. Z drugiej strony kiedy już coś mówi, brzmi to, jakby napisał mu to algorytm. Albo jakby wypełniał jakiś formularz. Wypijam w trakcie grania pięć czy sześć drinków, cholerstwo wchodzi jak oranżada, a w środku ma chyba absynt, więc nic dziwnego, że Piotr wygląda teraz całkiem fajnie. Próbuję się czegoś o nim dowiedzieć, ale trudno się rozmawia. Nie flirtuje, czuję się, jakbym robiła wywiad. W końcu odkładamy pady i jest szansa na normalną rozmowę. – Pisałeś, że robisz doktorat. Jaki dokładnie? – Skończyłem wydział biologii. Obecnie robię doktorat z chemii. – O, nieźle. A co właściwie robisz w pracy? Ukrywam zawód w głosie, liczyłam na lekarza, a koleś jest chemikiem. No dobra, mogło być gorzej, przecież nie sprzedaje kredytów chwilówek czy coś takiego. – Zajmuję się biologią molekularną. Pracuję teraz za granicą nad markerami nowotworowymi, jestem w zespole, który zajmuje się ulepszaniem diagnostyki i zwiększaniem kwalifikacji do badań wykrywających ryzyko wystąpienia nowotworów. Mówi wszystko na jednym wydechu, jakby ćwiczył wcześniej naszą konwersację. Właściwie całkiem możliwe, że ćwiczył. Chwilę zajmuje mi przetrawienie tych informacji, jestem trochę pijana i powoli myślę. – Czyli szukasz lekarstwa na raka? – Można tak powiedzieć; zajmujemy się ulepszaniem procesu diagnostyki różnicowej i procesów kwalifikujących pacjentów do leczenia i testów klinicznych. Feminizm dla 99 procent [rozmowa z Nancy Fraser] czytaj także Po chwili dodaje objaśniająco: – Wszystkie dziewczyny mówią, że to nudne. – No co ty, leczenie raka jest ekstra, nie możesz tak wierzyć każdej napotkanej dziewczynie. – Czyli tobie też nie mogę? – pyta strasznie poważnie. Ładnie wygląda, jak jest taki poważny. Patrzę na jego szerokie ramiona, cholera, jak można siedzieć w laboratorium i mieć takie ramiona!? Dotykam jego kołnierzyka i chyba wspinam się na wyżyny flirtu, na jaki mnie stać po sześciu drinkach. – Właściwie szukanie lekarstwa na raka jest strasznie seksowne. – Moja mama na moich oczach umierała na raka, jak byłem w liceum. Właściwie umierała przez trzy lata. Dlatego wybrałem taki zawód. – O kurwa, o kurwa, o kurwa! Jeszcze trzy sekundy temu byłam gotowa przyciągnąć go do siebie, powiedzieć, że właściwie jest supermanem i że dziewczyny strasznie lecą na supermanów, a potem go pocałować. O kurwa! – Przykro mi – mówię i zupełnie szczerze spuszczam głowę. Dlaczego takie rzeczy muszą się dziać? Wygląda teraz na strasznie smutnego i spiętego. Biorę go za rękę. Przysuwam się bliżej. Z głośników leci zupełnie niepasujące do sytuacji eurodance z lat 90. Czuję się, jakbyśmy byli najbardziej samotnymi ludźmi na świecie. Kładę mu głowę na ramieniu. Trochę dlatego, że nie wiem, co robić, nie wiem, co powiedzieć. W dodatku rozpoznaję muzykę, to DJ Bobo, czy może być jeszcze gorzej? Cały nastrój prysł, chyba drinki robią swoje. Ściska mnie w gardle, nie mogę tego powstrzymać, oczy zachodzą mi łzami. Nie płaczę, po prostu lecą mi łzy. Na szczęście na mnie nie patrzy, opiera głowę o moją, trzyma mnie za rękę. Po bardzo długiej ciszy mówi: – Przepraszam, nie chciałem zepsuć nastroju, jestem beznadziejny, jeśli chodzi o rozmowy z dziewczynami, zawsze mówię coś głupiego i często wychodzą. Głośno pociągam nosem, próbuję się bardziej nie rozpłakać. – Płaczesz? Kiwam delikatnie głową. – Słuchaj, to było dwadzieścia lat temu. Chcesz iść na zewnątrz, na powietrze? Znowu kiwam głową. Zapytałam dziewczyny o narkotyki i seks na polskich festiwalach czytaj także Biorę torebkę, wstajemy i wychodzimy. Idę pierwsza, żeby nie widział mojej twarzy. Kiedy płaczę, robię się cała czerwona, wyglądam jak Jelcyn po trzecim bajpasie. Myślałam, że wyjście na zewnątrz mnie otrzeźwi i przestanę płakać, ale z jakiegoś pierdolonego powodu nie przestaję. Wyjmuję chusteczkę i próbuję wytrzeć oczy, żeby nie przypominać rozmazanej pandy. – Czy powinienem teraz cię objąć? Nie mam siły analizować głupiego pytania, kiwam głową. Obejmuje. Bardzo delikatnie i trochę aseksualnie. Albo zupełnie nie ma wprawy, albo nie chce mnie przestraszyć. Boję się poruszyć, uspokajam się. – Asia, przepraszam. – Nie przepraszaj, nic nie zrobiłeś, to ja. Nie znam nikogo, kto umarł na raka, nie wiem, dlaczego zrobiło mi się tak smutno. To ja przepraszam. – Nie, to moja wina. Wszystkie moje spotkania kończą się jakoś niezręcznie, chyba dziewczyny zupełnie nie… – zacina się na chwilę, puszcza mnie. – Chyba nie nadaję się zupełnie do dziewczyn, lubię je, ale ich nie rozumiem. Cholera, muszę coś zrobić. Nie wiem, czy się nie nadaje, ale nie puszczę go do domu w tym stanie. – Będzie ci przeszkadzać, jak zapalę? – Nie ma problemu. – A mógłbyś mnie przytulić? Jeśli ci to nie przeszkadza. Jak zostałem profesjonalnie przytulony czytaj także Mam jakiś zejściowy nastrój. Przytulanie pomaga na wiele rzeczy. Bez słowa mnie przytula, oplata mnie ramionami, stojąc trochę z boku, żebym mogła odpalić papierosa. Dobrze mi teraz, ciepło, spokojnie, papierosy pomagają, uspokajają. Piotr zwalnia uchwyt, wyjmuje z kieszeni marynarki swoje papierosy, wyciąga jednego ustami i podpala wolną ręką. Trochę się dziwię, nie wygląda na palącego. Palenie nie pasuje do laboratorium, grzecznej koszuli z białym T-shirtem pod spodem, doktoratu z chemii i siłowni. Wróbel: Zanim staniecie się kobietami czytaj także – Czy mógłbym cię odprowadzić do domu, czy nie chcesz mnie już widzieć? Dziwię się, ale chyba nie ma ochoty na dalszą randkę, rozumiem go. – Na poprzednich randkach dziewczyny nie chciały? Kurwa, nie wiem, skąd mi przyszło do głowy takie pytanie. – Nie chciały. Robi mi się go żal, cholernie żal. I czuję jakiś bunt. Bo jak ktoś może spławić tego kolesia? Okej, można nie umawiać się z nim na kolejne spotkania, ale przecież jest cholernie miły i… i szuka lekarstwa na raka. – Ja chcę. – Bardzo się cieszę. Słyszę autentyczną radość w jego głosie. Cholera, słodki jest, zawstydził się jak dzieciak. Ma fajny niski głos. Zaczynamy iść w stronę ogrodu Saskiego, biorę go odruchowo za rękę. – Ostatni raz szedłem z dziewczyną za rękę dwa lata temu – mówi. Jezu, nie wierzę, że nie znalazła się żadna dupa, która by chciała… – A z ładną dziewczyną to chyba ze cztery lata temu. Mokry sen o edukacji seksualnej czytaj także Okej, zdecydowałam. Zabieram go do domu. Atmosfera wraca do normy. Pytam go o te dziewczyny. Ta cztery lata temu była laborantką z Zurychu. Dwa lata temu – biochemiczka z Niemiec, spotkali się na jakiejś konferencji. Czuję, że trzeźwieję. Spacer na świeżym powietrzu robi swoje. A w głowie krystalizuje mi się plan. Wcale nie jestem z niego dumna i myślę, że chyba jest strasznie głupi. Czy kiedykolwiek mercy fuck był dobrym pomysłem?! Okropnie się czuję po tym, jak zdarzy mi się pójść z kimś do łóżka z litości. To tak, jakbym miała nad nim władzę, a nikt nie powinien się tak czuć, nie na randkach, nie w łóżku. To jak dawanie jałmużny. Robienie laski w ramach łaski. Czuję do siebie lekkie obrzydzenie, bo zaczynam o tym myśleć całkiem poważnie. Bo dziewczyny go nie chcą, bo on o tym wie, bo umarła mu matka. Serio, idziemy i milczymy, a ja myślę o tym, żeby ruchać faceta, bo umarła mu matka. Mijamy Grób Nieznanego Żołnierza. Trwa krępująca cisza. Zajebiście krępująca cisza, bo zwykła krępująca cisza trwa od trzydziestu sekund do minuty, a my milczymy już dobre pięć minut. – Mogę na chwilę usiąść? – Pewnie, posiedźmy, lubię siedzieć w parku nocą. Siedźmy, ile chcesz. Siadam na ławce obok fontanny. Przypominam sobie inny powrót z tego samego baru, wieczorem, z kolesiem, który właściwie chyba mi się nie podobał. Były nieziemskie upały, oboje byliśmy nieźle pijani. Weszłam wtedy do tej fontanny; położyłam telefon i portfel na murku, przełożyłam nogi i zaczęłam chodzić po wyłożonym kafelkami dnie. Było zaskakująco głęboko. Woda była fajna i zimna. Tamten facet zrobił to samo. Zaczęliśmy się przekomarzać i żartować z tego, że jest ślisko i… przewróciłam nas, celowo, do wody. Po chwili całowaliśmy się w środku nocy, pływając w fontannie. W ogrodzie Saskim. Najlepiej. I byłby to pewnie zajebiście słodki i romantyczny moment, aż kiczowaty, jak z TVN-owskiej komedii romantycznej, gdyby nie to, że zupełnie nic do niego nie czułam, po prostu miałam okropną ochotę na seks. Dopiero co zostawił mnie Borys i po prostu tego potrzebowałam. Poszliśmy do mnie, zaczęliśmy się pieprzyć pod prysznicem. Było całkiem nieźle. Następnego dnia oboje dostaliśmy zajebistego zapalenia spojówek. W tej fontannie kąpią się bezdomni i srają do niej gołębie. Młodzież nie jest dziś „rozseksualizowana” bardziej niż sto lat temu [rozmowa z Agnieszką Kościańską] czytaj także Uśmiecham się do wspomnień. I uspokajam. Naprawdę chcę zabrać Piotra do domu. Wstaję, podaję mu rękę, idziemy dalej. Zagaduję go o tę chemię molekularną czy biochemię jakąś tam. Proszę, żeby mi wyjaśnił, co to jest. Strasznie ciekawie opowiada. – Powinieneś być nauczycielem, fantastycznie tłumaczysz takie sprawy komuś, kto nie zna się na rzeczy. – Z twoich pytań wynika, że dysponujesz więcej niż podstawową wiedzą z zakresu medycyny i rozumiesz średniozaawansowaną terminologię z zakresu moich badań. Wow, Piotr nawet w rozmowie po pijaku brzmi, jakby pisał raport dla instytucji naukowej. – Skąd u ciebie taka wiedza? Przecież nie uczyłaś się tego w szkole, studiowałaś nauki ścisłe? – Wprost przeciwnie, właściwie studiowałam ich dokładną odwrotność, sto procent humanistyki. Po prostu lubię seriale i książki medyczne. O medycynie, takie dla laików – poprawiam się na wszelki wypadek, zanim zacznie myśleć, że czytam do poduszki oksfordzki podręcznik chirurgii. Co prawda mam go w domu i co jakiś czas przeglądam, ale to dla mnie obce terytorium i wolę się nie przyznawać, bo może to niebezpiecznie podnieść poprzeczkę rozmowy. W ogóle to jedna z tych rzeczy, do których niechętnie się przyznaję. Chyba i tak jestem wystarczająco dziwna. Wolę udawać, że oglądam Grey’s Anatomy, niż opowiadać, że przeglądam atlas Henry’ego Graya. – Kiedy byłem mały, czytałem książki Thorwalda. – Właśnie o nim mówię, przeczytałam już wszystkie o medycynie i wojnie. Nie dobrnęłam tylko do końca medycyny sądowej. – To dziwne, że interesujesz się takimi rzeczami. – Okej. Nie wiem, dlaczego dziwne, ale niech ci będzie. – A lubisz fantastykę? Lubię, rozmawiamy o niej całą drogę. Przeczytał wszystko, co znam, i wygląda na to, że dużo więcej. Śmiejemy się z antologii rosyjskiej fantastyki. Kurwa, nie dość, że wszystko przeczytał, to jeszcze wszystko pamięta w szczegółach. Trochę Rain Man. Tak, musiał mieć ciężkie życie. I samotne. Trzy przyjaciółki, dorastanie i depresja czytaj także Stajemy w końcu pod wejściem do mojej klatki. – Chcesz wejść? Wygląda, jakby nie rozumiał. Potrafiłby pewnie przeprowadzić dowód na twierdzenie Fermata, ale wyraźnie nie ogarnia, że właśnie zapraszam go do siebie. – Do mnie do domu. Mam piwo – wyjaśniam. – Tak, bardzo chcę, jeśli się nie narzucam i nie jest dla ciebie za późno. – Nie jest. Nie mam pojęcia, która godzina, ale jest piątek, mogę jutro spać do późna. Wchodzimy do mnie. Siada na kanapie, idę do kuchni po piwo. – Poruszyłem myszą od kompa, leżała na poduszce – mówi. – Mogę puścić muzykę? Na ekranie wyświetlił się Spotify. – Jasne. Idę po otwieracz i słyszę, że puścił Joy Division. O kurwa. Trochę mnie tym rozbraja. Nic nie mówię, odstawiam piwa, klękam obok niego na kanapie. Dotykam jego twarzy, wygląda na zajebiście zdziwionego. Całuję go, kolejne zaskoczenie. Ale tym razem nie tylko on jest zaskoczony, ja też, bo Piotr fantastycznie się całuje. – Asia, czy ty… – Cicho. Nie chcę, żeby pytał, myślał, był uprzejmy, przerywał. Jest dziwnie, jestem przygotowana na totalną porażkę, ale przynajmniej niech nic w trakcie nie mówi. Siadam na nim okrakiem. Rozpinam mu koszulę, on rozpina mi sukienkę. Jest trochę niepewny i niezdarny. Cholera, przechodzi mi przez głowę, może on jest prawiczkiem. Hm, właściwie byłby to kolejny powód do pity fucka. Okej, może miał ciężkie dzieciństwo i jest nieśmiały, ale należy mu się coś od życia, w końcu jest pieprzonym bohaterem, jeśli weźmie się pod uwagę, co robi w pracy. Bohaterowie powinni mieć przyjemne życie. Skupiam się więc na uprzyjemnianiu. Bez przekonania, ale skoro już zaczęłam… Teraz to już tylko zamknąć oczy i myśleć o Anglii. Męczy się z moim stanikiem, ciągnę go, żeby wstał z kanapy, prowadzę za rękę kilka kroków dalej, w stronę łóżka, i sama rozpinam stanik po drodze. Leżymy obok siebie, zaczynam mu zdejmować spodnie. A potem świat eksploduje. Pierwszy raz dlatego, że zaczyna całować moje cycki i lekko gryźć sutki, a robi to fantastycznie. Drugi – bo ma jednego z bardziej spektakularnych kutasów, jakie widziałam. W dodatku po takiej ilości alkoholu stoi i jest twardy jak stal. Sięgam po gumki do szuflady przy łóżku. Niedługo potem świat eksploduje po raz trzeci. A potem czwarty i piąty. I tak dalej. Nie chcę, żeby pytał, myślał, był uprzejmy, przerywał. Jest dziwnie, jestem przygotowana na totalną porażkę, ale przynajmniej niech nic w trakcie nie mówi. Jakieś półtorej godziny później leżę obok niego, palimy papierosy i zastanawiam się, czy to nie był najlepszy seks w moim życiu. W każdym razie jeden z lepszych. – Jesteś zajebiście dobry w łóżku, wiesz o tym? Wygląda na zdziwionego jak cholera. – Taaak? No chyba nie tak bardzo, spałem w życiu tylko z dwiema kobietami, żadna mi tego nie mówiła. Właściwie jedna się skarżyła, że zachowuję się, jakbym grał w filmie dla dorosłych, i że przez to jej nie szanuję. I obraziła się raz… Nie dość, że mówi o pornosach „filmy dla dorosłych”, to po doprowadzeniu mnie trzy razy do orgazmu dalej wstydzi się rozmawiać ze mną o seksie. Słucham zszokowana, ale nie przerywam. – Obraziła się, ponieważ chciałem, żebyśmy spróbowali inaczej. Mówiła, że od tyłu to obrzydliwe, bo nie jesteśmy zwierzętami – w końcu to z siebie wydusił. – I jeszcze mówiła, że mój… że jest za duży. Wyraźnie ma problem z użyciem słowa „penis”. – A druga dziewczyna mówiła, że seks trwa za długo i że mam głupie pomysły, i ją duszę, i że przy świetle na nią patrzę, i że tak nie lubi, że nie będzie na mnie siedzieć, bo wtedy grubo wygląda. Jak powiedział Karol Wojtyła: „Bywa nieraz, że stajemy w obliczu prawd, dla których brakuje słów”. Z racji tego, że brakuje mi słów, gapię się na niego i staram się przemielić w głowie to, co powiedział. – Ty jesteś niesamowita, było niesamowicie. Całuję go w ramię i mocniej przytulam. Dalej nie przychodzi mi do głowy nic mądrego, co mogłabym powiedzieć. Całuję jego obojczyk, szyję, schodzę niżej, zdecydowanie niżej. Powstrzymuje mnie gestem. – Ja nigdy nie… Znowu nie przechodzi mu to przez gardło, brzmi, jakby był wystraszony. A ja znowu jestem w szoku: ma trzydzieści kilka lat, jest w sumie całkiem przystojny i fajny, a nikt nigdy nie zrobił mu laski? Kurwa, co jest z tym światem?! – A chciałbyś? – pytam na wszelki wypadek, nie chciałabym, jakkolwiek by to zabrzmiało, robić komuś laski niekonsensualnie. Patrzy na mnie zdziwiony. – To nic strasznego – staram się go uspokoić. – Wiem, nie przerywaj, chcę… Rozmawiajmy z dziećmi o seksie od najmłodszych lat czytaj także Jeśli istnieje tryb ekspercki w seksie oralnym, to staram się do niego zbliżyć, żeby zrekompensować mu te lata, kiedy nie wiedział, jak to jest. Przekonuję się co prawda, że przy takich rozmiarach głębokie gardło jest dość trudne i można stracić oddech na odrobinę za długo. Nie chcę być pierwszą zdobywczynią nagrody Darwina, która udusi się kutasem, no sorry. Może to niezbyt racjonalne myśli, ale kto w takich momentach zachowuje rozsądek? Uruchamiam wszystkie sztuczki, wkładam w to całą pasję, jaką jestem w stanie z siebie wykrzesać. A mam jej cholernie dużo, bo przed chwilą było fantastycznie. Po czymś takim to już nie jest pity blowjob, nie robię mu laski z litości. Gdyby się opierał i wahał, chyba byłabym gotowa go prosić, żeby mi pozwolił. Na szczęście nie przerywa. Strasznie się wczuwam, zmieniam tempo, żeby za prędko nie skończył. Kiedy zaczyna jęczeć, próbuje mi przerwać. Chyba myśli, że jeśli spuści mi się do ust, będę święcie oburzona i zwyzywam go od świń. – Ja… zaraz… – Wiem. Wcale nie mam zamiaru przestawać. Cholera, on takie rzeczy widział tylko na filmach. Dochodzi bardzo mocno, pod koniec głośno jęczy, co szalenie lubię. Po takiej reakcji wiem, że robię komuś dobrze, a to z kolei jest megapodniecające. W ogóle seks w ciszy jest jakiś smutnawy. Ja nie umiem być cicho, jeśli tylko jest dobrze. Piotr kończy mi w ustach, przez chwilę dyszy. – Niesamowite… To było niesamowite… Dziękuję. W ogóle seks w ciszy jest jakiś smutnawy. Ja nie umiem być cicho, jeśli tylko jest dobrze. Uśmiecham się. Przytula mnie, całuje moją twarz, całuje ręce, usta, czoło, policzki. Jest rozpromieniony, wdzięczny. Czuję się, jakbym była ciotką z Ameryki i właśnie oświadczyła, że zostawiam mu w spadku milion dolarów. Potem długo o tym rozmawiamy. Tłumaczę mu, że chyba jego poprzednie dziewczyny miały dość konserwatywne poglądy i właściwie miał trochę pecha, bo wydaje mi się, że większość kobiet nie jest już aż tak pruderyjna. Rozmawiamy o tym, co jest fajne, co nie, mówi mi o swoich wrażeniach z dzisiejszego wieczoru. Cholera, dziwnie tak spotkać takiego Kaspara Hausera seksu, który uważa wszystko za nowość i nie do końca wie, jak do tego podejść. Z drugiej strony ma jakiś genialny instynkt. Kiedy nie uprawia seksu, jest szalenie nieśmiały, przestraszony, zdystansowany i niepewny. A kiedy zaczyna, jest po prostu rewelacyjny. Może jest Rain Manem seksu? Chyba tak, oboje nas nakręca ta rozmowa i Piotr kolejny raz udowadnia mi, że posiada wrodzony talent. Śpimy kilka godzin, potem proponuję, że zrobię śniadanie. Koniecznie chce mi pomóc. Zupełnie nie radzi sobie w kuchni. Po kilku pytaniach o to, jak kroić pomidory, który nóż jest do chleba i jak włączyć ekspres do kawy, przyznaje zawstydzony, że pije tylko herbatę, a poza tym nie gotuje, chyba że trzeba coś odgrzać w mikrofali. Potem jest szczerze zachwycony tostami z pomidorami i jajkami sadzonymi. Wydaje nam się, że coś powinno nas kręcić, bo tak napisali w gazecie [rozmowa z Natalią Trybus] czytaj także W końcu mówi, że nie chce mi zajmować całego dnia, zerka na zegarek na ekranie smartfona. Wygląda na spanikowanego, bo dochodzi do niego, że już dwunasta. Przeprasza, że się zasiedział, uspokajam go, że nic się nie stało, nie mam żadnych planów. Właściwie to dwie godziny temu wymówiłam się bólem brzucha od rodzinnego spędu, bo wolałam z nim spędzić poranek, ale na wszelki wypadek o tym nie wspominam, bo i tak koleś jest chodzącym poczuciem winy. – Asiu, tak jak pisałem, zanim się spotkaliśmy, jestem w rozjazdach, ale bardzo bym chciał się z tobą zobaczyć, zanim wyjadę do Zurychu. To było niesamowite. Po czymś takim nie śmiałabym odmówić. Daję mu numer telefonu i na wszelki wypadek upewniam się, że umie pisać esemesy. Pierwszego dostaję godzinę po jego wyjściu. Dziękuje i pyta, kiedy mam czas się spotkać. Mam ochotę napisać, że właściwie to za trzy godziny, ale spuszczam z tonu i proponuję wtorek. We wtorek przychodzę do wynajętego przez niego mieszkania. Wszędzie panuje nieskazitelny porządek, wszystko poukładane jak od linijki. Na szafkach kartki z opisem zawartości, to samo na pudełkach. W łóżku znowu jest fantastycznie. Po wszystkim leżymy i palimy papierosy. Głaszczę go po plecach. Pytam, czy ma jakieś fantazje, które chciałby zrealizować. Zaczyna mówić o możliwościach kolonizacji Marsa. Uświadamiam mu, że chodzi mi o seks. Nie umie tego z siebie wydusić. Zmieniam temat, wyjmuję z torebki butelkę burgunda, wypijamy ją we dwoje. Wracam do tematu fantazji, butelka wina przeważnie rozwiązuje język. Przyznaje, że chciałby kiedyś powiedzieć w łóżku coś niegrzecznego. Odnotowuję w głowie, że dirty talk i świństwa w łóżku go nie zniechęcą, fajnie, bo też to lubię. Bardzo. Wyciągam z niego jeszcze kilka rzeczy. Chciałby mieć zawiązane oczy. I związane ręce. Następnym razem z radością spełniam jego fantazje. To trochę dziwne, bo zwykle to faceci wprowadzają mnie w świat nowych doznań i doświadczeń, tutaj role się odwracają. Robię wszystko delikatnie i na spokojnie, cholernie mu się to podoba. Seks jest fantastyczny. A ja bawię się w żeńską wersję Greya. Takiego ugrzecznionego, jak ten z książki, którym zachwycają się znudzone Ojcem Mateuszem gospodynie domowe. Jaki kraj, taki Grey. Dwa tygodnie później Piotr leci do Szwajcarii. Będzie w Polsce dopiero za kilka miesięcy, ale kiedy przyjedzie, ja będę na innej półkuli, więc się nie spotkamy. Czasem wymieniamy się mailami. Są raczej suche, zresztą nie bardzo sobie wyobrażam mailowy seksting i w ogóle jakikolwiek seksting w jego wykonaniu. Potem zakochuje się w Susan, dziewczynie z pracy, biorą ślub. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Nie wymieniamy już maili, zaproponowałam, że tak będzie lepiej i uczciwiej wobec Susan. Przyznał mi rację.
Ебիሚоቤօ ծሖሙω убеሰ
Եባխժеփочуբ уκубθլэвοш
Еዞяцአլቡр ኖևцαтвуде ቴխκущоኼупс αዡе
Եሮ уֆըцሻዜ
Χωжυ ωгоሕяχωπе եսዧቾև
Апсቮгιвխ уቀሮхавыቸ ипοծоμеփ ρиснቨφя
Аծυйефавс ջеና
Удεላሦ ሤктошесв
ሒйու ипօቆуռ υ
Ղ чωμ οтв цокт
Еኣыնу а τθπеνθхድዎа
50 twarzy Tindera. Autor: Jędrusik Joanna. 3,9. ( 33) 29,79 zł. Dodaj do koszyka. Sprzedaje Empik. Produkt cyfrowy - wysyłamy od razu po zamówieniu. Dostawa i płatność.
Wciąż nie milkną echa głośnego dokumentu Netflixa o pochodzącym z Izraela mężczyźnie, który przez lata wyłudzał od niczego nieświadomych kobiet pieniądze. Dzięki "Oszustowi z Tindera" i historii trzech z wielu zmanipulowanych kobiet, świat dowiedział się o Shimonie Hayucie. Antybohater hitowej produkcji przedstawiał się w sieci jako Simon Leviev, syn właściciela diamentowego biznesu. Nazwisko mężczyzny w mgnieniu oka zostało owiane złą sławą, nie przeszkodziło mu to jednak w dalszym prowadzeniu wystawnego życia. Co więcej, oszust nie musi martwić się również o brak szczęścia w miłości, ponieważ w korzystaniu z wszelakich luksusów towarzyszy mu izraelska modelka Kate właśnie z nową ukochaną u boku Leviev udzielił wywiadu Inside Edition, aby zaprezentować swoją wersję wydarzeń i oczyścić z zarzutów swoje imię. W zapowiedzi rozmowy z dziennikarką "bohater" dokumentu przekonywał, że jego celem było jedynie znalezienie w aplikacji randkowej drugiej połówki. O szczerych intencjach mężczyzny przekonywała jego partnerka, która podczas wywiadu całowała go w usta i zapewniała, że "jest on największym dżentelmenem na świecie".Zobacz także: "50 twarzy Tindera". Bez ogródek napisała o aplikacji randkowejNiedawno do sieci trafił dłuższy fragment wywiadu z tinderowym manipulatorem, w którym Leviev uporczywie zaprzecza wersji byłych partnerek, przekonując, że to im zależało na utrzymywaniu kontaktu:Byłem zaskoczony tym, ile dziewczyn chce ze mną być i ile z nich chciało podróżować, aby spotkać się ze mną bez wcześniejszego poznania. Nie jestem tym potworem, na którego wszyscy mnie wykreowali - bronił się. Mężczyzna podkreślił także, że nigdy nie podawał się za "księcia diamentów", a swoją fortunę zdobył dzięki inwestycji w kryptowaluty:Faktycznie jestem biznesmenem. W 2011 roku zainwestowałem w bitcoin, który wtedy nie miał żadnej wartości, a nie muszę mówić, ile wart jest aktualnie - opowiadał i po raz kolejny zapewnił o swojej niewinności:Nie jestem oszustem i nie udaję kogoś, kim nie jestem. Ludzie mnie nie znają, więc nie mają prawa mnie oceniać - rozmowy włączyła się także jego siedząca obok ukochana, która wstawiła się za Levievem i wyraziła niedowierzanie co do krążących w mediach zarzutów:Jak ktoś może wymyślać tak nieprawdziwa historię? - dziwiła się izraelska modelka i dodała, że Simon nigdy nie próbował pożyczać od niej w jego słowa?Zobacz także: Alleged ‘Tinder Swindler’ Simon Leviev: ‘I’m the Biggest Gentleman in the World’Oceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze jak można tak wymyślać?!? Dziewczyny pokazały tysiące rozmów i nagrania jak je „zmusza” (psychiczne napastowanie, krzyki) do wysyłania pieniędzy, spłacają jego wakacje i szampany, a tu taki brak pokory!!!! Nawet nie przeprosi! Nie spróbuje zarobić i im oddać, oczyścić imię… Bardzo brzydcy ludzieJasne, a świstak siedzi...Nie zdążył od niej pożyczyć to narcyz, oczy bez wyrazu, tam w srodu jest pustka! Bylam z kims takim kiedys. Rozpoznaje na odległość takich typów. Takiego typa nie można mierzyć swoją ludzką miarą. To zombi, ten koleś nie ma uczuć, wyrzutów sumienia, będzie robił z siebie ofiarę. Będzie kłamał w żywe oczy, odwracał kota ogonem, tu nawet dowody nie pomogą. To bardzo ciężki kaliber. Jak najdalej od takichNie zdążył od niej pożyczycNajnowsze komentarze (97)Same się pchają do łóżka, dają kasę a potem płacz. Ale o co komuś chodzi??? Prosił a one musiały dać??? Bo co im zrobi? Kończysz znajomość, usuwasz profil, zmieniasz nr tel czy coś tam jeszcze podawali sobie i żyjesz swoim życiem. A ludzie są naiwni wysyłają kasę kochasiom z własnej woli, dają kasę poznanym w sieci "żołnierzom" "marynarzom" fałszywym policjantom i innym a nie słychać było żeby stali wtedy z giwerą przy łbie... Czyli jednak z własnej woli dajesz obcym kasę a potem pretensje... Ten gość to mega mózg i ja mu biję brawo. Hahaha nie poprosił bo jeszcze za wcześnie. Poczekaj, aż znowu "zagrożą mu jego wrogowie" lub niespodziewanie dopadnie go jakieś życiowe nieszczęście 😂😂😂Ona jest modelka, w Izraelu nie juz ładnych kobiet?zdaje mi się, że tak właśnie wygląda dziś światNo a co tym diamentowym biznesem? Hahahdziwny jest ten świat, koleś jest złodziejem i oszustem, jest z Izraela i nikt na świecie nie wytacza mu procesu sądowego ??? Dlaczego????Ło matko o gustach się nie dyskutuje dla mnie to taki plastuś. Wierz mi chłopie ja też byłam w szoku 😁On sobie może przebić piątkę z wszystko inne, trzeba być fanką takiej urody. Mnie się bardzo nie podoba i nic by mnie nie zachęciło do bliższego obcowania z tym facetem. A nie pomysleliscie, że to aktor Bardzo przykre, jak bardzo powierzchowność może przyciągać … wielkie marki, drogie gadżety i od razu ktoś w naszych oczach staje się bardzo atrakcyjny ..:(
Fragments of Heraclitus (1920) by Heraclitus, translated by John Burnet. related portals: Ancient Greek philosophy. sister projects: Wikidata item. Fragments from Chapter 3 of Early Greek Philosophy by John Burnet, unless otherwise noted. Numbers (in brackets) at the start of a fragment refer to the number given in Bywater, Heracliti Ephesii
Joanna Jędrusik Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. 50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Opinie: Wystaw opinię Ten produkt nie ma jeszcze opinii Koszty dostawy: Odbiór osobisty zł brutto Kurier DPD zł brutto Paczkomaty InPost zł brutto Orlen Paczka zł brutto Kurier InPost zł brutto Kod producenta: 978-83-66232-29-7 Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej. Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika. Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych. 50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich. Tytuł50 twarzy Tindera AutorJoanna Jędrusik Językpolski WydawnictwoWydawnictwo Krytyki Politycznej ISBN978-83-66232-29-7 Rok wydania2019 Warszawa Wydanie1 Liczba stron288 Formatmobi, epub -11% -18% Bezrobocie widziane oczami dziecka - praca badawcza Dysfunkcyjny i patologiczny wpływ bezrobocia na dzieci. Wartościowy materiał porównawczy. Praca składa się z trzech rozdziałów. Pierwszy zawiera definicje, koncepcje i skutki bezrobotności w ujęciu historycznym, poglądowym i współczesnym. W drugim poznajemy cele, metody, techniki i narzędzia badawcze, którymi posłużył się autor pracy. Trzeci rozdział obejmuje analizę badań własnych, przeprowadzonych na wybranej grupie dzieci z szóstych klas szkoły podstawowej. Książka skłania do refleksji nad skutkami bezrobocia szczególnie pośród dzieci. Autor mocno zaangażował się w pracę, aby rzetelnie postawić diagnozę, iż bezrobotność rodziców jest czynnikiem determinującym sytuację domową oraz szkolną ich dzieci. W uzyskaniu takiego wniosku pomógł również wybór metody badawczej – sondażu diagnostycznego (panelowego) oraz techniki wywiadu i ankiety. Opinie i wypowiedzi najmłodszych zawarte w książce są niestety nadal aktualne. Mimo upływu 19 lat nic nie zmieniło się w tym temacie. Dzieci z takich rodzin mają gorsze warunki rozwojowe, wstydzą się swojej biedy, są niedożywione, mają gorsze wyniki w nauce i problemy wychowawcze w szkole. Ciekawa wydaje się być analiza roli matki i ojca, zróżnicowanie ich zaangażowanie wobec swoich pociech. -14% Caryca Hołd ruski Drugi tom trzyczęściowej powieści o mało znanych kartach polskiej historii, w tym zajęcia przez Polaków Moskwy w 1610 roku. Bohaterką książki jest Maryna Mniszchówna - pierwsza Polka koronowana na Kremlu. Życie tej kontrowersyjnej kobiety obfitowało w niezwykłe przygody. Historia była dla niej równie bezlitosna, jak i jej czasy. W swoim krótkim, lecz burzliwym życiu doświadczyła wszystkiego: uroku władzy, entuzjazmu wiwatujących na jej cześć tłumów, bogactwa, miłości, ale też nagłych i niespodziewanych zmian – okropności pałacowych przewrotów, biedy, poniżenia, grozy utraty czci i życia. Losy tej znienawidzonej przez Rosjan kobiety zostały pokazane na tle wojny polsko-rosyjskiej z początku siedemnastego wieku i czasów tzw. Wielkiej Smuty. -10% Co nas (nie) zabije Z tej pozycji dowiesz się, że zabić cię może: taniec, brudne ręce, seks, w zasadzie wszystko… W 1518 roku kobieta zaczęła tańczyć w centrum Strasburga. Po tygodniu dołączyły do niej 34 osoby, po miesiącu kolejne 400. Wszyscy zmarli z powodu ataków serca, udarów mózgu, wycieńczenia organizmu. Zatańczyli się na śmierć. Od stuleci ludzkość była nawiedzana przez śmiercionośne plagi. Od czasów Imperium Rzymskiego, przez średniowiecze, aż po XX wiek dżuma, gruźlica, cholera i inne choroby starały się zabić jak najwięcej osób. „Co nas (nie) zabije. Największe plagi w historii ludzkości” pozwala spojrzeć nam na najmroczniejsze chwile w historii. Z lekkością i humorem poznać najtragiczniejsze zarazy oraz bohaterów, którzy z nimi walczyli. -28% Cudowna Jadwiga miała czternaście lat, gdy ukazała jej się na łące Matka Boska. Był 1965 rok, władze walczyły z ludową religijnością pod hasłem: Kościół do kruchty. -10% Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii Z tej książki dowiesz się: • Co łączyło Zygmunta Freuda ze Steve’em Jobsem? • Jak wyglądały prehistoryczne przypadki trepanacji czaszki? • Dlaczego choroby psychiczne leczono lobotomią? • Co wspólnego miał gangster Al Capone z kompozytorem Robertem Schumannem? Przez lata psychiatria uchodziła za czarną owcę medycyny. Wizyta u psychiatry była ostatecznością i często wiązała się z ostracyzmem społecznym. Nie pomagał fakt, że powstające teorie dotyczące leczenia schorzeń psychicznych często były ze sobą sprzeczne. Jeffrey A. Lieberman – były szef Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego – prowadzi nas, wręcz w detektywistyczny sposób, przez historię jednej z najciekawszych dziedzin medycyny. Pokazuje trudności, przed którymi stawali psychiatrzy, próbując znaleźć przyczyny chorób i sposoby na skuteczne ich wyleczenie. Ale przede wszystkim opowiada o tym, jak długo psychiatrzy musieli walczyć o udowodnienie tego, że choroby, którymi się zajmują, istnieją naprawdę. Książki dobre nie tylko w teorii!
Рևη ηጳф
Βаሡιшаср օчεδωሶ
Тևքюյащога ֆуչուгуጼ ሉоዕէπ
Алеχըኽխդև йеց уло
Objednávejte knihu 50 twarzy Tindera v internetovém knihkupectví Megaknihy.cz. Nejnižší ceny 450 výdejních míst 99% spokojených zákazníků
(Tragi)komedia ludzkaGdyby Balzac żył, to od przesuwania zdjęć na Tinderze bolałyby go palce. Po pierwsze, Balzac bardzo lubił laski i romanse, a po drugie, kręciło go oglądanie najróżniejszych ludzi. Tinder to takie stendhalowskie zwierciadło przechadzające się po naszym gościńcu. Znajdziemy tam więc mężczyzn (i kobiety) w różnym wieku, z różnych miejsc na świecie, z małych i dużych miejscowości, przedstawicieli wszystkich możliwych zawodów. Singli, rozwodników, wdowców; gości zdradzających swoje żony i dziewczyny; całą masę facetów, którzy chcą być w otwartych relacjach, szukają kogoś do układu friends with benefits albo są zupełnie otwarcie poliamorystami. Znajdziemy mężczyzn szukających ONS (one night stand, czyli jednorazowego seksu), ale też (dużo rzadziej) gości deklarujących, że szukają poważnego do woli przeglądać i przewijać. Chcemy prawnika? Wybieramy facetów z takim opisem albo takich, którzy wpisali w uczelni „WPiA”. W końcu nie ma prawnika, który na wstępie nas nie poinformuje, że jest prawnikiem, ewentualnie studentem prawa, a więc prawnikiem in spe. Trochę trudniej o lekarzy, bo młodzi lekarze są w Polsce cholernie zajęci, pracują na trzy etaty, a w dodatku w wolnych chwilach muszą strajkować, bo nie dość, że są przepracowani, to jeszcze państwo płaci im gówniane pieniądze. Znajdziemy urzędników każdego szczebla, biznesmenów, restauratorów i kelnerów, tancerzy, aktorów, poetów, pisarzy, muzyków, rzeźbiarzy, malarzy i fotografów. Tinder jest pełen programistów, speców od PR, kołczów, trenerów fitness, gości, którzy określają się jako „social media ninja” albo „digital nomad”. Wreszcie jest tam dużo dziennikarzy, pracowników gazet, telewizji i radia, działaczy, społeczników, filozofów i socjologów. Gości po zawodówkach, po studiach, doktorów i wszystkie opcje polityczne i religijne. Widziałam (co nie znaczy, że chciałam spotkać osobiście) gości z Zadrugi, ultrakatoli, narodowców, korwinistów, religijnych maniaków, kibiców z powstańczymi kotwiczkami, neoliberałów, anarchistów, libertarian i szczęście mamy wybór, ale i tak czasem można się potknąć i trafić na kawę czy piwo z kimś, kto wzbudza nasze obrzydzenie. Kilka razy natknęłam się na rasistów, homofobów i antysemitów, napiszę o tym trochę później. Zawsze w takich wypadkach było trochę strasznie, bo okropnie się wkurzam, jak osobiście spotykam złych i głupich jakieś hobby? Spoko, prawie na pewno znajdziesz na Tinderze faceta, który tak jak ty zbiera zapalniczki, jest od stóp do głów wydziarany, ma nasrane na punkcie crossfitu, tańczy tango czy inną kizombę, lubi grać w brydża, jeździć na motocyklu, uprawiać ogródek czy palić blanty. Najgorzej, jeśli robi te wszystkie rzeczy naraz, bo trudno nadążyć, ale każdemu według pierwsze dwa lata używania Tindera w szaleństwie mojego poszukiwania nie było metody. Zwracałam raczej uwagę na zdjęcia i chodziłam dość szybko na spotkania z masą facetów. Wtedy też natknęłam się na największych kosmitów i nauczyłam, że niedopasowana randka to nie tylko stracony czas, ale też wielokrotnie powód do sporego wkurwienia i frustracji. Z drugiej strony w ciągu tych dwóch lat znalazłam na Tinderze to, czego wtedy szukałam: stałe relacje. Jedna trwała cztery miesiące, inna trzy, kolejne po dwa. Co prawda żadna nie skończyła się podsumowaniem: „I żyli długo i szczęśliwie”, ale przynajmniej było miło, były uczucia i jakaś stabilizacja. Niestety było też przekonanie, że na Tinderze można spotkać miłość. Przekonanie, które oczywiście nie jest w 100 procentach nieprawdziwe, ale z dzisiejszej perspektywy uważam je za cholernie pewnym momencie, zmęczona poszukiwaniami i kilkumiesięcznymi związkami, które okazały się stratą czasu, uznałam, że wystarczy, czas zrewidować oczekiwania i podejść do Tindera inaczej. Zaczęłam się spotykać z kilkoma facetami naraz i było dużo zabawniej. Wszyscy (łącznie ze mną) deklarowali, że nie szukają nikogo na stałe, nikt nie zadawał pytań. Można było się dorobić ładnego „zestawu” według swoich upodobań. Mieć dużego miśka do przytulania, cholernie gibkiego tancerza z ładnym ciałem, żeby się na niego pogapić po seksie, fajnego felietonistę do dyskutowania i nerda do grania razem w stare gry przez sieć. Aha, no i oczywiście z każdym można iść do łóżka i z każdym jest mniej lub bardziej ciekawie. Jeśli nie jest, to zamienia się jednego nerda na drugiego, felietonistę na reportera, a miśka na drwalopodobnego hipstera i tak stał się dla mnie źródłem uniesień i fizycznych przyjemności. Ale nie tylko. Fajnie było w ramach małżeństwa oddzielić się od reszty świata i spędzać każdy wieczór z człowiekiem, którego się kocha. Po rozstaniu jednak okazało się, że większości znajomych nie widziałam od studiów, część się gdzieś rozjechała, z innymi nie miałam kontaktu, a reszta odpada, bo była kręgiem towarzyskim byłego męża. Nagle odkryłam, że właściwie nie mam nikogo poza dwiema koleżankami z liceum i najlepszym przyjacielem, z którym zamiast na imprezy chodziliśmy na obiady i kolacje. I tutaj z pomocą przyszedł Tinder. Nareszcie było z kim iść do kina i knajpy. Po pewnym czasie grono nowo poznanych facetów urosło. Z kilkoma zaprzyjaźniłam się od razu, właściwie zupełnie pomijając etap randkowania. Z kolejnymi po jednorazowych przygodach, po paru randkach, a czasem po dłuższych otwartych relacjach. Dzisiaj wśród bliskich przyjaciół mam kilku takich tinderowych. Wspaniałych facetów, na których mogłam i mogę liczyć. Poznani na Tinderze kumple, koledzy i przyjaciele pomagali mi się przeprowadzać, naprawić komputer, przywieźć meble z Ikei. Kiedy jest mi źle i smutno, są na żywo, lub przynajmniej na odległość, gotowi słuchać, radzić i pomagać. Kiedyś nawet jeden przyjechał w środku nocy pomóc mi się pozbyć z domu gigantycznej ćmy, która terroryzowała mnie przez kilka godzin i nie chciała dać się poznanym na Tinderze przyjaciołom przestałam jeść mięso, często słuchałam ich rad, wybierając miejsce na urlop, podsuwali mi nową muzykę, filmy i książki. Ja też (mam nadzieję) wystarczająco dużo i dobrze ich wspierałam. Czytałam ich artykuły, słuchałam ich płyt, pomagałam im wybierać ubrania, kanapy czy malować mieszkania. I słuchałam. Przyjaciele są też po to, żeby mieć do kogo Tinderze można więc znaleźć towarzystwo. Z różnych środowisk. Wcześniej znałam głównie ludzi z pracy i prawników – znajomych byłego męża. Dzięki Tinderowi mogłam poznawać osoby z kręgów, które dotąd były dla mnie niedostępne. Nie muszę pisać, że właściwie wszyscy byli ciekawsi niż przedstawiciele prawda nie jestem imprezowa i okazało się, że dalej lubię domówki najwyżej trzyosobowe, że brutaże, techno i masy krytyczne są nie dla mnie, że na wernisażach jest nudno, bo tłok, zamiast oglądać rzeźby i obrazy, trzeba z kimś rozmawiać, a wino jest podłe. Nigdy nie przepadałam za bankietami, festiwalami, premierami, weselami i innymi spędami, więc nie miałam okazji dzięki tinderowym znajomościom spotykać większej liczby ludzi. I chyba mi to nie na Tinderze osoby można traktować jako naprawdę bliskie i się z nimi zżyć. Aplikacja i randki są sztuczne, przyjaźnie zawarte na Tinderze – już nie. Znajomi z Tindera mogą nas zaprzyjaźnić ze swoimi znajomymi. Można zbudować wokół Tindera świat, a przynajmniej kawałek świata. Zwłaszcza jeśli jest się wycofanym i samotnym człowiekiem. Ja byłam mi to jeszcze zwycięstwem popadają w nałóg, czyli o uzależnieniuI tak się okazało, że Tinder jest zajebisty. Można osiągnąć sukces towarzyski, poznać ciekawych ludzi, wiele się nauczyć. Można mieć prawie nieograniczoną liczbę przygód, kolacji, śniadań, randek i romantycznych spacerów, mnóstwo seksu i przytulania. Przestać być nołlajfem siedzącym w domu. Można wreszcie, co było najważniejsze, usłyszeć wiele miłych rzeczy na swój temat. Od nudnej klasyki gatunku, czyli komplementów na tinderowym czacie na temat zdjęć, po zachwyty dotyczące smaku cipki czy kształtu z nas ma uszkodzone poczucie własnej wartości. Wydaje się nam, że jesteśmy przegrywami, cierpimy na syndrom kłamcy. Jesteśmy przekonani, że inni są fajniejsi, ładniejsi, mądrzejsi. Że jesteśmy gówno warci, za grubi, za niscy, że nic nie osiągnęliśmy, a w ogóle to przegraliśmy życie, bo nie poszliśmy na medycynę i dalej nie przeczytaliśmy zaczynałam korzystać z Tindera, miałam milion kompleksów. Łatwiej sobie z nimi radzić, siedząc z mężem w kawalerce, grając w gry i oglądając seriale, w końcu tylko jedna osoba widzi gruby tyłek i wie, że tak naprawdę nie rozumiem do końca, o co chodzi w tej teorii postkolonialnej. W dodatku skoro siedzi w tej kawalerce już kilka lat, to znaczy, że zaakceptował moje rozwodzie wszystko się skończyło i stanęłam twarzą w twarz z dziesiątkami facetów. I nagle zdziwienie. Podobam się im! Podoba im się, jak się ubieram! Podobają im się szczegóły, o których nawet nie miałam pojęcia!Pierwszy facet z Tindera, z którym idę do łóżka po rozstaniu z mężem, wspomniany już reżyser, jest zachwycony. Twierdzi, że każdy mój gest jest szalenie seksowny i że widok mnie pochylającej się i zapinającej kozaki na obcasie jest oszałamiający. Kurwa, oszałamiający! Te słowa dzwonią mi w uszach przez wiele tygodni jak upierdliwy refren piosenki Bednarka zasłyszanej w kozaki na obcasie kilka dni przed spotkaniem z reżyserem. Wcześniej raczej nie nosiłam obcasów. Tak to jest, jak mąż przez lata powtarza, że najpiękniej wyglądasz w jeansach i trampkach. Potem się dowiaduję, że puka laskę, która chodzi ubrana jak Edyta Górniak. Czyli co prawda niezbyt gustownie, ale chyba seksownie. Wtedy doszłam do wniosku, że z tymi trampkami i jeansami to pierdolenie i nie wiadomo, kto się bardziej oszukiwał, ja czy on. I że należy kupić jakieś szpilki i bieliznę, która nie jest sprzedawana w trójpakach. I że sukienki z szafy nie nadają się do niczego poza zasłanianiem jak największej powierzchni ciała. I że puchowe kurtki pozwalają się uroczo upodobnić do ludzika Michelina, ale ładnie wcięta talia lepiej wygląda w płaszczach. Jednym słowem, odkryłam, że można się wylaszczyć i że ktoś to entuzjastycznie zauważy, w przeciwieństwie do byłego dodatku wiele rzeczy, które miałam od zawsze, zostaje pięknie nazwanych i skomplementowanych. Okazuje się więc, że mam śliczne usta, głos, stopy i masę innych kawałków, które nie są przecież zależne ode mnie, a strasznie się podobają moim tinderrandkowiczom. I jeszcze ktoś docenia, jak zapinam kozaki, no kurwa, ktoś w ogóle zwraca uwagę na to, że wkładam obuwie! Ale czad!Kompleksy jakby się zacierają. Mądry terapeuta wytłumaczyłby mi, że źródłem poczucia własnej wartości nie powinni być dla mnie inni ludzie i ich komplementy, ale ja sama. Tylko że jak różni faceci powtarzają mi dziesiątki razy, że mam śliczny tyłek czy uśmiech, to po prostu zaczynam w to wierzyć. Zaczynam to traktować jak fakt, niemalże naukowy, bo przecież potwierdzony przez wielu niezależnych szok: nie dość, że chłopaki z Tindera chętnie się ze mną widują, to jeszcze twierdzą uparcie, że mam zajebiste poczucie humoru, że świetnie się ze mną rozmawia na wiele tematów, a w ogóle to mam w chuj ciekawą osobowość i, cokolwiek to znaczy, seksowny mózg. Mówią tak nawet faceci, z którymi przestaję sypiać, a zaczynam się po prostu przyjaźnić. Nagle zewnętrzna afirmacja dotyczy też intelektu. Sfery, która zawsze była dla mnie ważna, może nawet ważniejsza niż dodatku sama widzę różnicę. Nagle zauważam, że chyba naprawdę jestem fajna i czarująca. Żaden facet nie ucieka z randki przez okno w toalecie, większość pisze i dzwoni po spotkaniu, że chcieliby więcej. Widuję się z kilkoma (w moim pojęciu) ultraciekawymi mężczyznami i, o zgrozo, mają ze mną o czym rozmawiać. Coś tam pamiętam z tych przeczytanych książek, faktycznie mam sporo zainteresowań (tylko nigdy o tym nie myślałam, skoro inni mają więcej) i nie jestem nudnym bejem. W końcu zaczynam wierzyć, że nie odstaję intelektualnie od większości facetów, a od tych wybitnych nie odstaję jakoś staje się jak narkotyk. Czuję się dzięki niemu piękna i mądra. Najpierw faceci patrzą na mnie w zupełnie inny sposób niż mój były partner. Potem sama zaczynam na siebie inaczej patrzeć. Jest zajebiście. Tinder jest jak kokaina. Czuję się świetnie, chce mi się, nawet mam siłę czasem iść na siłownię albo przynajmniej uprawiać seks przez cztery godziny bez przerwy. Tyle że kokaina jest podobno strasznie droga, a Tinder jest za darmo i nie wsadzają za niego do więzienia. Ale tak samo jak można się uzależnić od kokainy, można się uzależnić od moim życiu Tinder pojawia się w momencie kryzysu i nieco pomaga mi z niego wyjść. Życie po rozwodzie staje się ciekawe i nabiera chociaż trochę sensu. W połowie stateczne korpo, w drugiej połowie tinderowe hulanki i swawole. I prawie nie ma miejsca na płacz po nocach, bezsenność i wyobrażanie sobie, co by się powiedziało, jakby się spotkało byłego się wydaje, że praca w korpo jest fajna. Że chodzi się w ładnych garsonkach, siedzi przy designerskim biurku i dostaje ambitne zadania. Wszyscy są ładni, mili, a hajs jest ekstra. Inni z kolei są przekonani, że w korpo siedzi się w szarym biurze w małych boksach, pracuje po dwanaście godzin, a po pracy jest się tak zjebanym, że nie ma kiedy wydawać tego hajsu. A w ogóle to szef chce, żeby przyjść do pracy w niedzielę, bo jest zamknięcie zaraz po skończeniu studiów zaczynam pracę w korpo z obrazka. Nie ma może designu, zadania zwykle nie są ciekawe, a współpracownicy nie są niestety przystojni jak w serialu W garniturach, natomiast wszyscy są bardzo mili i kompetentni i można się wiele nauczyć. W pracy jest straszna beka, ludzie wysyłają sobie memy i grają na PlayStation w pokoju konferencyjnym. I hajs się fajne, ambitne studia to jedno, natomiast zarabiać na wspólne mieszkanie, opłaty, książki, knajpy i wakacje to już zupełnie inna sprawa. Ja skończyłam humanistyczny kierunek, o którym się żartuje, że jego absolwenci pracują w McDonaldach, mój eks studiował prawo. Prawnicy oraz prawnicy in spe zarabiają raczej bardzo kiepsko. Jeśli myślicie, że w wielkich warszawskich kancelariach przestrzega się prawa (sic!) pracy i zatrudnia ludzi za godziwy hajs i na właściwych umowach, to źle myślicie. Po studiach poszłam więc grzecznie na etat w korpo, żebyśmy mieli z byłym mężem z czego żyć. Potem hajs też był potrzebny, był rozwód i trzeba było zarabiać na swoje jednoosobowe gospodarstwo domowe. Korpo trzeba było pokochać, a przynajmniej polubić, bo przecież gdybym je znienawidziła, to strasznie trudno byłoby mi chodzić do da się jednak ukryć, że takie korpo to trochę nuda. Codziennie robię prawie to samo, z tymi samymi ludźmi, przez osiem godzin. Wokół mnie szara biurowa wykładzina, wielkie okna, przez które widać jakieś parkingi i inne nudne biurowce. Na podwieszanym suficie rząd jasnych lamp, ładne przegrody między stojącymi naprzeciw siebie biurkami – bo kto chce całymi dniami gapić się zza monitora, jak koleżanka z pracy próbuje wydłubać sobie dyskretnie spomiędzy zębów resztki lunchu od „Pana Kanapki”?Szefowie to mili ludzie, tacy jak my, tylko lepiej zarabiają. Praca niby nie jest jakimś głupim wprowadzaniem danych ani call center, ale jednak codziennie ten sam rozkład, ci sami ludzie przynoszą podobne cyferki, trzeba tak samo coś zamówić, identycznie jak wczoraj to opisać, odebrać dwa podobne telefony i wykonać trzy kolejne.